Na forum odnośnik do tego artykułu . Nie zwróciłem wpierw na niego uwagi, a dotyczy on habilitanta, któremu skutecznie zarzucono nierzetelność. I właściwie nie byłoby w tym nic niezwykłego (było już kilka takich przewodów), gdyby nie to, że, co rzadkie, słyszymy w artykule słowa zainteresowanego. Przyznaje się do błędów i mówi:
„Ale żaden ze starszych kolegów czy też przełożonych nie zwrócił mi na to uwagi, a mnie nikt nigdy nie uczył, co trzeba robić, a czego nie można i nie powinno się robić w publikacjach naukowych. Z moich obserwacji wynikało, że taka jest powszechna praktyka. Wiele nowych rzeczy dopiero posłyszałem i zrozumiałem na II Konferencji Patologie w nauce polskiej , którą Pan Doktor zorganizował w Opolu w listopadzie 2011 r., ale to było trochę za późno i trochę za mało ”
Podobnie jak na forum, cytat ten robi na mnie duże wrażenie. I tak, można by zacząć od tego, że habilitant ubiega się o samodzielność naukową (jakkolwiek to bezsensowne, to jednak po habilitacji staje się habilitant samodzielnym pracownikiem naukowym). Okazuje się jednak, że zainteresowany widzi się jako kogoś zupełnie niesamodzielnego. Kogoś, kto jeszcze potrzebuje wskazówek, jak pisać artykuły! Jeśłi by pociągnać ten wątek, to przecież habilitacja nie jest procesem sprawadzającym rzetelność. Czy zatem gdyby habilitanta nie przyłapano, to oznaczałoby, że byłby profesorem, który nie rozumie, że nie wolno oszukiwać? Ba, kto nie rozumie, na czym polega rzetelność naukowa? Nie wiem, czy można sobie wyobrazić magistra, który tego nie rozumie, jednak profesora nie można sobie wyobrazić dużo bardziej!
Ale ten cytat niesie ze sobą więcej. Okazuje się, że o dobrej praktyce dowiaduje się habilitant dopiero na konferencji temu poświęconej, a praktyki, które zastosował, uważa za powszechne. Oba stwierdzenia właściwie tylko przerażają i nie ma po co o nich pisać. Jeśli słowa habilitanta były uczciwe, to wyłania się z nich obraz nauki, z którym nie chcę mieć nic wspólnego!
I pozostaje właściwie jedno pytanie. Ile takich habilitacji przechodzi, nie wyłapanych przez recenzentów. Ilu jest takich profesorów podwórkowych, którzy nie rozumieją, nie wiedzą, że nie wolno, na przykład, przypisywać sobie badań, których się nie przeprowadziło!? Na ile rzeczywiście ludzie wiedzą?MOże rzeczywiście trzeba ludziom, jak pastusz krowie na rowie (jak mówiła moja babcia), wytłumaczyć. Profesorom też.
Że w głowie się nie mieści? Że wstyd? No cóż, nie takie rzeczy się filozofom w pale nie mieściły! Jak mówił Hamlet:
There are more things in heaven and earth, Horatio,
Than are dreamt of in your philosophy.
a wtedy nawet jeszcze polskiej habilitacji nie było!