W niedawnym wpisie prof. Śliwerski pochyla się nad losem habilitantów idących jeszcze starą ścieżką habilitacyjną o tym. Profesor pisze:
Wymagane jest bowiem – w wygaszanym już trybie – pozytywne przyjęcie przez członków rady naukowej kolokwium habilitacyjnego, a następnie wygłoszenie wykładu habilitacyjnego przed tym gremium. Zrozumiałe wydaje się rozczarowanie, poczucie porażki, kiedy po dopuszczeniu do kolokwium nie każdemu się powiedzie. Różne mogą być tego przyczyny. Nie tylko natury zmniejszonej odporności psychicznej na stres, ale i być może także niewiedzy, gorszego stanu zdrowia, niezrozumienia pytania czy nietrafnego sformułowania na nie odpowiedzi. Bywają też w czasie kolokwium zakłócenia natury zewnętrznej, środowiskowe, na które habilitant nie ma wpływu.
Wszystkim zwolennikom powrotu kolokwium habilitacyjnego polecam wielokrotne przeczytanie tego fragmentu. Lata pracy nad dorobkiem naukowym, nad osiągnięciem habilitacyjnym mogą zostać zaprzepaszczone przez to, że habilitant nie zrozumiał pytania czy nietrafnie sformułował na nie odpowiedzi. Żałuję, że Panu Profesorowi nie przychodzi do głowy, że może to pytanie było głupie, a odpowiedź źle zrozumiana….
Godzina, może dwie decydują o latach pracy. Nie wiem, gdzie w tym sens.