Godzina

W niedawnym wpisie prof. Śliwerski pochyla się nad losem habilitantów idących jeszcze starą ścieżką habilitacyjną o tym. Profesor pisze:

 

Wymagane jest bowiem – w wygaszanym już trybie – pozytywne przyjęcie przez członków rady naukowej kolokwium habilitacyjnego, a następnie wygłoszenie wykładu habilitacyjnego przed tym gremium. Zrozumiałe wydaje się rozczarowanie, poczucie porażki, kiedy po dopuszczeniu do kolokwium nie każdemu się powiedzie. Różne mogą być tego przyczyny. Nie tylko natury zmniejszonej odporności psychicznej na stres, ale i być może także niewiedzy, gorszego stanu zdrowia, niezrozumienia pytania czy nietrafnego sformułowania na nie odpowiedzi. Bywają też w czasie kolokwium zakłócenia natury zewnętrznej, środowiskowe, na które habilitant nie ma wpływu. 

 

Wszystkim zwolennikom powrotu kolokwium habilitacyjnego polecam wielokrotne przeczytanie tego fragmentu. Lata pracy nad dorobkiem naukowym, nad osiągnięciem habilitacyjnym mogą zostać zaprzepaszczone przez to, że habilitant nie zrozumiał pytania czy nietrafnie sformułował na nie odpowiedzi. Żałuję, że Panu Profesorowi nie przychodzi do głowy, że może to pytanie było głupie, a odpowiedź źle zrozumiana….

 

 Godzina, może dwie decydują o latach pracy. Nie wiem, gdzie w tym sens.

Wymądrzam się dalej

Z ręką na sercu przyznaję, że za każdym razem wkurza mnie to, że habilitant nie rozróżnia stopni naukowych od tytułu naukowego. Dla czytających habilitantów obecnych i przyszłych przypominam, że są dwa stonie naukowe: doktor i doktor habilitowany. Jest też jeden tytuł naukowy: profesura.

Tak, dziwnie, inaczej niż w innych krajach, ale tak właśnie jest. Nie potrafię traktować poważnie habilitanta, który tego nie rozróżnia. No przecież każdy z nas, habilitantów, zapoznał się z ustawą o stopniach i tytule, prawda?

 

Szczerość?

W dopiero co zamieszczonym autoreferacie habilitantka pisze:

 

Od początku swej pracy na Uniwersytecie Warszawskim prowadziłam prace badawcze, których głównych celem było przygotowanie rozprawy habilitacyjnej.

 

Jeśliby przyjąć to stwierdzenie za dobrą monetę, okazałoby się, że habilitantka już na etapie przygotowywania rozprawy doktorskiej przygotowywała się do habilitacji i nic w tej mierze w ciągu kilkunastu lat nie zmieniło się. Niezmienność zdania habilitantki równa się chyba jedynie brakowi rozwoju intelektualnego. Ja, w przeciwieństwie do habilitantki, nie miałem po studiach zielonego pojęcia, czym jest habilitacja, nie mogłem niestety się do niej przygotowywać.

 

Ale habilitantka osiąga też nowe wyżyny w uprawianiu 'robienia habilitacji’. Okazuje się bowiem, że nie kierują nią zainteresowania, chęć zbadania rzeczywistości, rozwiązania problemu, ale od razu po studiach postanowiła zrobić habilitację. Może jednak ten autoreferat, drobniutki wycinek obrazu polskiej nauki, dobrze ją oddaje. Nie robimy badań, nie uprawiamy nauki, robimy habilitację.

 

Habilitantka tak się na tę habilitację zresztą zapatrzyła, że przyznała sobie już tytuł naukowy, na razie, co prawda, w postaci doktoratu. W następnym postępowaniu napisze, że 'tak naprawdę’, to już od matury przygotowywała się do uzyskania tytułu naukowego, tego profesorskiego.

 

Widmo

I jeszcze wpis z serii galeryjnej. W naukach humanistycznych jest już postępowanie habilitanta nazywającego się Zakończone postępowanie. W zamieszczonych postępowaniach co rusz brak jakiegoś dokumentu, co chwila przekręcone są nazwiska. Tutaj jednak rekord: postępowanie-widmo. Ani autoreferatu, ani decyzji, ani recenzji.

 

Czy ktoś w CK jeszcze panuje nad tym, co się dzieje na ich stronach?

 

Sprawozdanie

Po raz kolejny sprawdziłem stronę z postępowaniami o nadanie tytułu profesora. Po raz kolejny nic tam nie znalazłem. Nie pamiętam, kiedy pojawiły pierwsze postępowania habilitacyjne, ale nastąpiło to dość szybko po wprowadzeniu procedury. Niedługo minie pół roku od obowiązywania tylko nowej procedury profesorskiej, a tu nadal nic. A może jednak okaże się, że to trzy.14 ma rację – postępowań profesorskich na stronach CK nie będzie.

 

Z niecierpliwością czekam też na sprawozdanie z działalności Centralnej Komisji w 2013 roku. Szczególnie interesują mnie właśnie postępowania profesorskie. W sprawozdaniu za rok 2012 napisano, o ile dobrze pamiętam, że Komisja zajmowała się 4 postępowaniami w nowej procedurze. Ich dokumetacja nie została jednak zamieszczona na stronach CK. Powstaje więc pytanie, czy były nowe!

 

Niestety, ostatnie sprawozdanie nie jest datowane (CK ma zwyczaj nie datować swych dokumentów), nie wiadomo więc, kiedy można zacząć oczekiwać nowego.

KUL 0 – UAM 1

Na forum linka do osławionej już habilitacji z historii, która przepadła na KUL, a właśnie przeszła na UAM. Czy słusznie przeszła czy nie, nie wiem. Gdybym jednak grał, to postawiłbym na to, że habilitacja ta przejdzie bez większch problemów. Na stronach wydziału dokumentacji z postępowania jeszcze nie ma. Jednak jako że Wydział Historyczny UAM publikuje protokoły komisji habilitacyjnych, zapowiada się ciekawa lektura.

 

Nawiasem mówiąc, gratuluję wydziałowi publikowania obszernych materiałów z postępowań habilitacyjnych.

 

Pół cytowania

Oto definicja indeksu Hirscha (za Wikipedią):

 

Naukowiec ma indeks h, jeśli h spośród Np jego/jej publikacji ma co najmniej po h cytowań każda, a każda z pozostałych (Np − h) publikacji ma nie więcej niż h cytowań.

 

Zaskoczyła mnie więc recenzja, w której recenzent stwierdza, że indeks Hirscha habilitantki wynosi 7.47. Wynikałoby z tego, że jej (zaokrąglając) siedem i pół publikacji ma co najmniej siedem i pół cytowania.

 

Nigdy nie spotkałem się z cytowaniem abstraktu i wstępu i to na dodatek tylko w połowie. Ba, to nawet nie tylko abstrakt i wstęp, to może być nawet abstrakt, wstęp i 14 i 8/10 wiersza. Niestety, nie potrafię opisać 47 setnych cytowania….Może za krótko mam habilitację?

 

Ankieta habilitacyjna

Przesłano mi prośbę o wypełnienie ankiety dotyczącej postępowania habilitacyjnego. Ankieta ta jest inicjatywą Rady Młodych Naukowców.

 

Inicjatywa jest wg mnie sensowna, sama ankieta właściwie też, choć chciałbym pytań o inne aspekty postępowań habilitacyjnych. Warto było, moim zdaniem, zapytać również rolę habilitacji w minimum kadrowym, interdyscyplinarność, sposób wybierania recenzentów, rolę CK (dyskutujemy tu o niej już od dłuższego czasu), system kontroli jakości, na pewno warto było zapytać też o inne rzeczy. Niestety, mam też wrażenie, że są pytania o sprawy drugo- czy trzeciorzędzne. Czy rzeczywiście, na przykład, tak ważne jest pytanie, jak CK sortuje postępowania habilitacyjne na swej stronie?

 

Jestem jednak ciekawy wyników tej ankiety.

 

Dwie rzeczywistości

Zastanawiam się nad obrazem nauki wyłaniającym się z ostatnich dyskusji. Negatywność tego obrazu jest przytłaczająca. Histeryczna i nieprzewidywalna CK, której członkowie trzęsą dyscyplinami. Habilitantów wstrzymują zarówno lokalne sitwy, jak i niekompetentni, czepialscy recenzenci. Na dodatek tego wszystkiego habilitanci też nie są tym pięknym elementem procesu. Wyłania się obraz wręcz kompletnej degrengolady, ze wszystkich stron.

 

Z wieloma komentarzami, również tymi bardzo negatywnymi, zgadzam się. Ale często też rozglądam się dokoła i rzeczywistość, którą widzę, jest inna. Widzę również wielu badaczy z dobrym, czasem bardzo dobrym dorobkiem, są to i profesorowie, i doktorzy. Widzę również przyzwoite, dobre i bardzo dobre doktoraty i habilitacje. Ci ludzie publikują, często w świetnych czasopismach, zdobywają granty, uczą innych. Znacznej części (choć na pewno mniejszości) nie powstydziłaby się żadna uczelnia.

 

To są  dwie rzeczywistości, czasem tylko przecinające sie. Płyną obok siebie. Ja jestem w tej drugiej, na szczęście. I nie jest tak źle.

Na co liczy habilitant?

Przeczytawszy lub przeglądnąwszy, podejrzewam, gdzieś koło dwu setek recenzji, wielokrotnie natrafiłem na słowa krytyki, których jeszcze nie tak dawno nie spodziewałem się z taką częstotliwością. Recenzenci znacznie za często wytykają habilitantom plagiaty, nieścisłości, powtarzane publikacje. Za każdym razem zastanawiam się, na ile habilitant po prostu uznaje, że nie ma problemu, że nie robi nic, do czego recenzent mógłby się przyczepić. Mały plagiat to drobnostka, nie mówiąc już po duplikowaniu pubikacj czy ich znacznych fragmentów. Tak się uprawia naukę.

 

A może, z drugiej strony, habilitant uznaje, że jakos przejdzie, habilitacja może nie jest jest formalnością, może nie jest  umówioną, ale jednak nie ma się czym przejmować, przechodzą i tak prawie wszyscy. Recenzenci na dodatek są nieuważni, habilitacja w tę czy we w tę, co za różnica?

 

Na co liczy habilitant?