Granice

Dwa zdania na temat, dlaczego w ogóle warto mówić o podnoszeniu standardów. Otóz warto na przykład dlatego, by do osiągnięcia nie wliczano abstraktów. Bo abstrakt jako publikacja wskazująca znaczny wkład w rozwój dyscypliny, przekracza granice śmieszności.

 

 

Co robimy?

Dyskusja nad przytoczoną przez nieocenionego trzy.14 wypowiedzią prof. Żylicza zainspirowała mnie, by zwrócić uwagę na aspekt, który nie został poruszony. Oto według mnie najważniejszy fragment jego wypowiedzi. Profesor mówi:

 

Jeśli spojrzymy na to, jak działają rady wydziałów czy instytutów naukowych, okaże się , że dla promocji habilitacyjnych czy  profesorskich ustanawia się z reguły tak  niskie wymagania, że  prawie każdy może  zdobyć awans. –   W zeszłym roku Centralna Komisja ds. Stopni i Tytułu została zarzucona  niespotykaną liczbą wniosków o tytuł profesora. Skąd taki nagły wzrost?  Okazuje się, że niektóre rady wydziałów i instytutów postanowiły masowo wypromować profesorów, ponieważ wchodząca w życie nowa ustawa jest bardziej restrykcyjna i stawia wyższe wymagania. 

 

I tak to trzy.14 pyta, gdzie ministerstwo, CK i PAN i wszyscy święci, a ja zapytam: gdzie my?

 

Szczególnie po habilitacji muszę zapytać również siebie samego o to, jaki wpływ mam ja na ustanawianie niskich wymagań. Co robię, by te wymagania były wyższe? Co robi kolega obok? I inni.

 

Zapytałbym też o to prof. Żylicza.

Mistrzostwo świata!

Kolejne ciekawe postępowanie. Trzy pozytywne recenzje, które najlepiej czytać w zestawieniu z uzasadnieniem decyzji. Otóż okazuje się, że artykuły podane przez habilitanta….nie istnieją. Kilkanaście artykułów wykazanych przez habilitanta nie istnieje! Tak po prostu. Nieistnienie jednego zostało potwierdzone przed redaktora naczelnego pisma.

 

Podsumowanie tego postępowania stwierdzeniem, że wstyd umarł, zdecydowanie nie oddaje tego, co się stało. Bo to jest mistrzostwo świata!

 

Ale mam pytanie w związku z tym. Czym zajmowali się recenzenci? Przecież skoro tych artykułów nie ma, to oni nie mogli ich dostać! Nie przyszło im do głowy, żeby sprawdzić? Wszystkim trojgu? To kto wpadł na genialny pomysł, żeby jednak sprawdzić, czy artykuły istnieją? I za co recenzenci wzięli honorarium? Czy mieli jakąś refleksję, gdy już się dowiedzieli? Wstyd im było?

 

Wymęczenie

Pojawiła się kolejna habilitacja po 20+ latach, tym razem osoby, którą znam. Najpierw był wymęczony doktorat, teraz wymęczona habilitacja. Wszystko powoli, bez pośpiechu, na granicy. Ta habilitacja nic nie wnosi, ale po tylu latach 'się należała’. Została wyczekana ze spokojem, z pokorą, niezwracaniem na siebie uwagi. Nic nie znaczący dorobek, z nic nie znaczącym 'osiągnięciem’, ale stopień jest. Jak każdy inny.

 

Już kiedyś pisałem o takich wymęczonych habilitacjach i zostałem skrytykowany. Oczywiście, ta osoba miała prawo zrobić tę habilitację. Ale ta osoba jej nie 'zrobiła’. Ją jej przyznano z rozdzielnika. Przyszedł czas, przyszedł szef i powiedział 'Teraz ty!’. No i się zrobiła habilitacja.

 

Sama.

 

Epopeja?

Recenzent negatywnie oceniający dorobek habilitantki z lingwistyki zwraca uwagę pod koniec swej   recenzji, że sama autorka nie uważa, że ma znaczny wkład w rozwój dyscypliny. A wszystko przez to, że w tytułach używa takich mało znaczących słów jak 'szkic’ czy 'przyczynek’. Sama wskazuje, że nie ma wkładu.Wyszło szydło z worka. Na szczęście taki Freud nie robił habilitacji w Polsce swoim, uwaga, Wprowadzeniem do psychoanalizy. 

 

Polski habilitant powinien pisać traktaty. Tylko co wtedy napisze profesor?

 

Liniałem

Bardzo ciekawy wpis na blogu Doktrynalia. Negatywna decyzja rady wydziału została unieważniona z powodu….braku uzasadnienia. Wielokrotnie zwracano tu już uwagę na niechlujność dokumentacji zarówno Centralnej Komisji, jak i prowadzących postępowania jednostek, w tym, co ironiczne, wydziałów prawa. Wreszcie sąd dał jednostce po łapach, co bardziej ironiczne, właśnie wydziałowi prawa. Dobrze, że dał. Czy jednak coś z tego wyniknie? Nie sądzę.

 

Warto będzie się też przyglądać, co teraz sie stanie z habilitantem. Niestety, myślę, że problemy habilitanta dopiero sie rozpoczęły. Obrażona rada wydziału teraz mu dopiero pokaże.

 

Kryteria uznaniowe

Ostatnio znów naszła mnie refleksja na temat znacznej (może i ogromnej) różnorodności postępowań habilitacyjnych. W ramach tej samej dyscypliny habilitują się ludzie ze znacznym dorobkiem międzynarodowym, a obok nich ten sam stopień uzyskują habilitanci z dorobkiem jedynie lokalnym, który trudno określić inaczej niż mierny. Tych pierwszych uznano by za odpowiednich na równoległe stanowisko na wielu uniwersytetach na świecie. Ci drudzy nie mieliby na to najmniejszych szans.

 

Naszła mnie ta refleksja, bo niedawno mój znajomy pracujacy na uniwersytecie w Kanadzie wreszcie dostał profesurę. Mówię 'wreszcie’, bo jego dorobek (w dyscyplinie, którą reprezentuje) jest imponujący. To dobrze ponad setka artykułów jedynie w dobrych lub bardzo dobrych czasopismach międzynarodowych, a suma grantów, które uzyskał, to kilka milionów dolarów.

 

Zapytałem go, dlaczego tak długo musiał czekać na profesurę. Otóż dlatego, odpowiedział, bo uniwersytet chce mieć pewność, że on będzie uznawawany za profesora również przez inne porządne uniwersytety (w Kanadzie i poza). Jego uczelnia nie chce się narazić na śmieszność przyznając profesury ludziom z dorobkiem wątpliwym czy nawet na granicy. I woli poczekać, by dorobek nie budził wątpliwości.

 

No i dorobek kolegi nie budził najmniejszych wątpliwości, a taka zasada 'uznawalności’ to doskonała zasada. Myślę, że warto by się zastanowić nad nią w wypadku nadawania habilitacji. Myślę również, to też ciekawa refleksja dla habilitantów.

 

Recenzja recenzji

Oto moje parę słów na temat recenzji recenzji wskazanej kilka dni temu przez trzy.14. Tekst został omówiony na forum, ja chciałbym tu jedynie dodać kilka rzeczy.

 

Recenzent recenzji występuje ze swoim atakiem w sprawie swojej wychowanki i podobnych filipik chyba nie pisze wobec innych recenzentów. A przecież nie ulega wątpliwości chyba, że źle dobrani recenzenci nie są rzadkością. Czyżby zatem recenzja recenzji była równie tendencyjna i napisana nie dlatego, że system nie działa? Co ma do rzeczy, że recenzowana recenzentka ma 62 lata? Czy rzeczywiście jej recenzja powinna być nazwana 'paszkwilem’? Ale to 'argumentum ad proboszczum’ rozwaliło mnie doszczętnie. Oj, dziwna ta recenzja recenzji.

 

Zaskoczyła mnie wreszcie zakładana intelektualna przewaga autora recenzji recenzji. Jego twierdzenia o tym, jaka 'jest prawda’, o fałszerstwie, wbrew innym wypowiadającym się są, wskazują chyba tylko na rozbudowane ego.

 

Jestem krytyczny wobec tego, co napisał recenzent recenzji. Jednak obecna procedura umożliwia publiczną dyskusję na temat postępowań habilitacyjnych i to jej niewątpliwa zaletą. I pomimo, że jest tendencyjny, autor recenzji recenzji zwrócił uwagę na przynajmniej część wad obecnego systemu habilitcyjnego. Powstaje więcpytanie: czy coś wyniknie z kolejnego wskazania patologii? Odpowiedź jest prosta: niestety, nie.

 

 

Bezrybie etyczne?

Równie ciekawa jest odpowiedź przewodniczącego CK na zarzuty ministra.

 

Po pierwsze, przewodniczący umywa ręce. Skoro ustawodawca chciał ograniczyć rolę CK, to CK się nie wtrąca, a właściwie można by powiedzieć, że się obraża. I nie robi nic.

 

Po drugie, przewodniczący zapewnia, że CK zawsze stoi straży norm etycznych i reaguje na każdy plagiat, o którym wie. A poza tym to wszystko jest trudne i skomplikowane i się nie da. Gdzie jednak są dowody na to, że CK reaguje na informacje o plagiatach? Jak reaguje?

 

Po trzecie, jakie mechanizmy dla zapewnienia bezstronności recenzentów były i są stosowane przez Centralną Komisję. Rozczulające jest stwierdzenie, że CK powierza recenzowanie osobom o wysokich walorach etycznych. I pewnie dlatego, że tych osób tak mało, ekonomią trzęsie kilka osób.

 

A po czwarte – można się załamać…..

Rekordowe osiągnięcie

I to jest rekord! 92 strony autoreferatu. Taki autoreferat to właściwie osiągnięcie samo w sobie.

 

Warto dodać, że ten autoreferat został zamieszczony na stronie nauk humanistycznych. CK przechodzi sama siebie.