Śmiech przez łzy?

Jakiś czas temu rozmawiałem o pewnej habilitacji, która padła po dwu negatywnych recenzjach (trzecia była kurtuazyjna). Właściwie nic ciekawego, poza tym, że okazało się, że habilitant zdecydował (po namowach innych), że warto wszcząć postępowanie z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że nie dość, że nie ma wrogów, to na dodatek jest sympatyczny i ogólnie lubiany, po drugie dlatego, że kiedyś (dość już dawno) współpracował w pewnym znanym profesorem. Habilitacja jednak padła. I właściwie nie wiadomo teraz, czy padła dlatego, że habilitant miał słaby dorobek (a miał), czy może dlatego, że nie jest aż tak powszechnie lubiany i sympatyczny. A może wreszcie dlatego, że profesor współpracujący nie szepnął nikomu słówka czy dwóch.

 

Słuchałem tych wywodów, ciagniętych najzupełniej poważnie i nie wiedziałem, czy się śmiać czy jednak zapłakać.

Co łaska

Wprowadzenie obowiązku promotorstwa pomocniczego do postępowań profesorskich (zastępowalnego przez otwarty przewód doktorski) jest wg mnie kryterium niesprawiedliwym. Oto ustawodawca wprowadza kryterium awansowe, które nie zależy od działań zainteresowanego. Młody doktor może co najwyżej poprosić profesora o to, żeby ten (łaskawie) zgodził się na to, by doktor mógł zostać promotorem pomocniczym. Oczywiście, można liczyć na to, że uczelnia wprowadzi zasadę automatycznego przypisywania doktorów do przewodów doktorskich (pisał o tym profesor-pedagog), jednak nadal to jedynie dobra wola uczelni. A i tu można niepokornego, albo zwyczajnie 'niszowego’ doktora pominąć. Nawiasem mówiąc, wprowadzenie systemu automatycznie generującego promotorów pomocniczych nie ma moim zdaniem większego sensu merytorycznego.

 

Cała reszta zależy ode mnie. Publikacje, granty, staże, jeśli trzeba, nawet rynek promotorski. Tylko nie promotorstwo pomocnicze. To musi mi ktoś dać. Takie kryterium jest niesprawiedliwe i utrwalające przewagę profesury nad resztą polskiego świata naukowego.

Powiązanie tematyczne

W omawianej przez dr. Kulczyckiego nowelizacji ustawy o szkolnictwie wyższym znajdujemy jedną ważną zmianę dla habilitantów. Znika 'cykl jednotematyczny’, a pojawia się:

 

dzieło opublikowane w całości lub w zasadniczej części, albo cykl publikacji powiązanych tematycznie.

 

Wydaje się, że ustawodawca rozluźnia gorset jednotematyczności. Jestem jednak pewien, że zarówno prawnicy, jak i reszta zainteresowanych bedzie toczyć dyskusje, czym jest 'powiązanie tematyczne’. I czy cytowane przez trzy.14 artykuły z annus mirabilis Einsteina są powiązane tematycznie czy nie.

 

Może jednak, na przykład, powiązanie tematyczne będzie nadal musiało się pojawić w intencji habilitanta? Innymi słowy, cynik we mnie mówi, że bat się jednak zawsze znajdzie.

 

Współautorstwo

Właściwie to chciałbym przeprosić za oczywistości, które napiszę w tym wpisie. Zainspirowany zostałem do niego recenzją i dyskusjami nad niedawno omawianym postępowaniem.  Podniesiono, nie po raz pierwszy zresztą,  wieloautorskość dorobku habilitanta, oczywiście jako coś negatywnego. Wieloautorskość ma rozmywać własność dorobku i stanowić problem w nadaniu stopnia. Wszystko to jakby większość nauki nie była wspołautorska, a w znacznej większości chyba dyscyplin wieloautorskość nie była normą. 

 

Chciałbym jednak zwrócić uwagę na aspekt wieloautorskości, którego recenzenci negatywnie się o niej wypowiadający nie zauważają. Wieloautorskość wskazuje na to, że współautor-habilitant potrafi współpracować z innymi. Pisanie artykułu ze współautorem (czy współautorami) to często trudna i wyboista droga wielu negocjacji, dzielenia się zadaniami i obowiązkami, podejmowania odpowiedzialności za reputację i dorobek innej osoby. Moim zdaniem to ważne kompetencje, szczególnie dla kogoś, kto ma zostać 'samodzielnym’ pracownikiem naukowym, mieć współpracowników, doktorantów, zdobywać fundusze na badania.

 

Jeśli zostanę poproszony o recenzję habilitacyjną, będę podkreślał wagę współautorstwa i zalet z niego wypływających.

Jednolite pole badań

Oto fragment niedawno zamieszczonego autoreferatu. Zamieszczam go dedykując szczególnie Panu Podwórkowemu:

 

Prawdę mówiąc mam trudność w rozumieniu ustawowego terminu „jednotematyczny cykl publikacji”. Rozumiem jednak, że jednotematyczność nie może tu być rozumiana jako ciąg prac, które mogłyby być rozdziałami monografii, gdyż w istocie byłaby to wówczas monografia opublikowana w osobnych częściach; ponadto zachodziłby pewien problem z opublikowaniem takiego ciągu rozdziałów w poważnych wydawnictwach. Dodatkowo prace badawcze, jeśli mają prezentować oryginalne, wartościowe wyniki, nie mogą  być na ten sam temat. Naprawdę rzadko się zdarza aby kolejne artykuły rozwijały tę samą teorię, nie powtarzając w dużej mierze swojej zawartości treściowej. Dlatego też rozumiem, że chodzi tu o zbiór publikacji tematycznie przynależących do w miarę jednolitego pola badań



 Pozostawiam bez komentarza.

Statut

Chciałbym tu dodać jeszcze wyimek ze statutu Centralnej Komisji. W par. 7.1 statutu czytamy:

 

Przewodniczący Komisji:

1) kieruje pracami Komisji przy pomocy Zastępców Przewodniczącego, Sekretarza Komisji oraz Przewodniczących Sekcji stałych.

 

To bardzo wyraźne określenie obowiązków Przewodniczącego i Prezydium. Odpowiadają za całość pracy CK. Twierdzenie, ze Państwa z Prezydium nie dotyczy to, co robią jej urzędnicy, jest moim zdaniem przynajmiej dziwne.

 

Znów się ośmieszyłem?

Tchórz

Właśnie przeczytałem, jakoby usuwałem posty po 'ostrzeżeniach z kancelarii adwokackich’. Żaden z moich wpisów nie został usunięty, żadna kancelaria nie kontaktowała się ze mną i nie rozumiem, z jakich powodów miałaby się ze mną kontaktować.

 

Bajzel na stronach Centralnej Komisji pozostaje bajzlem, a Sławomira nadal jest Sławomirem i według mnie jest to skandalem i brakiem szacunku dla habilitantki (oraz innych habilitantów). Nie sądzę, by jakikolwiek statut uzasadniał takie błędy. A mój dorobek naukowy tego bajzlu ani nie zwiększa, ani nie zmniejsza.

 

Tchórzem mogę być. Mogę się też ośmieszać.

 

Uzupełnienie z 16 lipca. Tezy o kancelariach adwokackich oraz moje odpowiedzi w sprawie zostały usunięte z blogu Profesora.

Prezydium do Internetu

Na stronach Centralnej Komsji, w naukach społecznych, pojawił się wniosek habilitantki o wdziecznym, choć być może rzadkim, imieniu Sławomira. Urzędnicy jednak wiedzą lepiej, więc przemianowali Sławomirę na Sławomira i powiesili postępowanie Sławomira Kamińskiej. Zwracam uwagę na ten kolejny błąd, kolejny skandal tak naprawdę, bo wali po oczach. Innych, mniej rażących błędów jest co niemiara. Pisałem już wielokrotnie o chaosie na stronach CK i braku szacunku wobec habilitantów. Nic sie nie zmieniło.

 

Zastanawiam się, co by się stało, gdyby relacjonujący kolejne komunikaty CK na swym blogu członek CK (pedagogika) zszedł z piedestału Prezydium na ziemię i zajął się prozaiczną sprawą stron internetowych Centralnej Komisji. Członek ten czesto wypowiada się przecież na temat etyki w nauce polskiej.

 

 

Nic się nie zmieniło

Nie mogę nie zareagować na niedawny wpis profesora pedagogiki – o 'nowych elitach’ polskiej pedagogiki. Bo dla profesora habilitacja to właśnie przepustka do elity naukowej. Mam, co prawda, duże wątpliwości co do elitarności habilitowanych pedagogów. Zaglądnąłem do dorobku części z nich – niezmiennie legitymują się dorobkiem wojewódzkim. Najczęściej publikowanym w zbiorówkach, podejrzewam, że pokonferencyjnych.

 

Uderzyło mnie jednak następujące sformułowanie:

 

Habilitacja jest upełnomocnieniem samodzielności naukowej na podstawie osiągnięć naukowych, organizacyjnych i dydaktycznych naszych naukowców.

 

Nie podoba mi się habilitacja jako autoryzacja badacza. Ocena – tak, jednak nie potrzebuję profesora pedagogiki, ani żadnego innego, by mi powiedzieć, czy jestem samodzielny czy nie. Habilitacja nie powinna być stacją dopuszczenia do ruchu. Habiitacja powinna być oceną dorobku i stwierdzeniem, czy robię badania na pewnym poziomie jakości oraz zrobiłem ich wystarczająco dużo. A to nie ma nic wspólnego z samodzielnością. Jestem samodzielny od dłuższego czasu, powiedziałbym nawet, że od czasu gdy pracowałem nad doktoratem. A że korzystałem z rad i opinii innych, niekoniecznie starszych i bardziej utytułowanych? Korzystam z nich nadal – habilitacja nic w tej kwestii nie zmieniła.

 

Czystość samodzielności

Centralna Komisja wydała kolejny komunikat tak doniosły, że  postanowiłem go odnotować. Otóż Komisja przemówiła na temat promotorów pomoczniczych. W komunikacie czytamy, że promotorem pomocniczym nie może zostać osoba z wszczętym postępowaniem habilitacyjnym.

 

Odczytuję intencje Komisji jako dbałość o to, by pomocniczością nie skalał się żaden pracownik samodzielny. Nie po to wszak samodzielny jest samodzielny, by komuś pomagać.