Po raz kolejny zaskoczył mnie swoim wpisem prof. Śliwerski. Tym razem pedagog narzeka, wraz z innymi pedagogami, właściwie na wszystko, co dzieje się w nauce wokół niego. Poniżej tendencyjne sprawozdanie z wpisu Profesora.
Naukę polską toczy choroba 'grantowa, punktowa, ankietowa, rankingowa’. Cytując innych pedagogów, utyskuje Profesor na punkty i ich zbieranie – to przecież wprost wiedzie nas do kombinowania i spółdzielni, a na dodatek na uczelniach obowiązuje zasada 'Publikuj albo giń.”. Publikować na dodatek mamy w języku angielskim, co niszczy kulturę narodową i polski język. Granty też są złe, bo dostaje je za mało osób. Właściwie to nawet upadła moralność, co też, jak się zdaje, jest winą ministra.
Zastanawiałem się chwilę nad tym wpisem, bo nie chcę na tym blogu politykować, a i wpis Profesora nie jest zupełnie bez sensu. Zdecydowałem się jednak napisać go, bo nie uważam za coś złego to, że również polska pedagogika powinna być w obiegu międzynarodowym. Wcale też nie zbieram żadnych punktów (ja publikuję), nigdy nie kombinowałem i nie kombinuję, nie jestem w żadnej spółdzielni, a to, czy takie są, nie interesuje mnie za bardzo. Jak nie dostaję grantu, to staram się, by następny wniosek był lepszy, a nie o to, żeby dostać fundusze pomimo tego, że mój wniosek nie wszedł do ścisłej czołówki.
Wpis prof. Śliwerskiego jest kolejnym głosem w dyskusji, który sprowadza się do stwierdzenia, że ma być tak, jak było kiedyś. Tak, uważam, że w polskiej nauce dzieje się wiele złego (również przez politykę naukową rządów), jednak uważam również, że utrzymywanie status quo ante jest czymś jeszcze gorszym. Odnoszę też wrażenie, że prof. Śliwerski nigdy nie zagościł na dłużej na przyzwoitym uniwersytecie amerykańskim. Gdyby zagościł wiedziałby, że polskie uczelnie mają bardzo niewiele wspólnego z nauką amerykańską. Uważam też, że zarówno Profesor, jak i jego profesorscy koledzy wiele by się nauczyli od swych amerykańskich odpowiedników. Oni na przykład piszą zazwyczaj rzetelne recenzje i to na dodatek przestrzegając wyznaczonych terminów. I ja pod taką amerykańskością polskich uczelni podpisałbym sie od razu i to oboma rękami. Podobnie jak pod tym, by wielu polskich profesorów przynajmniej próbowało nawiązać kontakt intelektualny z kolegami z uczelni o modelu anglo-amerykańskim. Dobrze by to zrobiło nam to wszystkim.