Presja

Postanowiłem zwrócić uwagę na artykuł zacytowany pod poprzednim wpisem. Tak, to kolejny atak na Centralną Komisję. Co prawda chciałbym poznać opinię prawników na temat tego, co pisze autor, historyk, jednak na pierwszy rzut oka wydaje się, że autor ma rację. Warto zreszta zwrócić uwagę, że nie pierwszy raz Centralna Komisja wpływa na to, jak ma wyglądać postępowanie habilitacyjne. Pisałem już tu choćby o oczekiwaniu ksero dowodu osobistego, o wzorze autoreferatu, którego celem jest jedynie ujednolicenie treści.

 

Podejrzewam, że nie doczekam się komentarza na blogu członka prezydium CK, usiłuję więc sobie wyobrazić reakcję członków i prezydium CK na kolejny atak na ich instytucję. Moje wyobrażenia idą w kierunku oburzenia i niedowierzania, szczególnie że autorem najnowszego ataku jest obecny habilitant! Czyżby habilitant przestał się bać?!To by się dopiero porobiło!

 

Jednak najważniejsze jest to, że presja na Centralną Komisję rośnie. Czas pokaże, czy coś z tego wyniknie.

 

Prof. dr hab(ilitant)

Zaglądnąłem do nowych postępowań i natrafiłem na autoreferat, w który określiłbym jako dziwny. Wniosek wszczynający postępowanie określa tytuł osiągnięcia jako: Rady Delegatów Robotniczych w Polsce, jednak na próżno by szukać wzmianki o radach w autoreferacie. Habilitant chce chyba puścić oko do recenzentów i rady. Tytuł osiągnięcia na pierwszy rzut oka  wskazuje historię (niestety, nie udało mi się zlokalizować książki ani innych publikacji habilitanta), ale habilitacja ma być jednak z pedagogiki. Habilitant jest co prawda historykiem, ale przecież działa w pedagogice, ba, nawet z Zespołem Amatorów Pedagogiki.

 

Od czasu, kiedy zobaczyłem, że przeszła habilitacja z historii, w której cały dorobek habilitanta został opublikowany w Częstochowie, wydawało mi się, że w historii przechodzi wszystko. Okazuje się jednak, że ten habilitant uznał, że to pedagogika a nie historia zapewni mu sukces.

 

Alien 2015

Na stronach nauk społecznych pojawiło się postępowanie habilitacyjne prof. Johna Nezleka. Osiągnięcie habilitacyjne składa się z dwu książek wydanych przez Sage oraz 7 artykułów/rozdziałów w dobrych wydawnictwach i czasopismach (czasopisma na wszelki wypadek sprawdziłem). I właściwie można by spokojnie oczekiwać nadania stopnia, gdyby nie to, że prof. Nezlek jest Amerykaninem, już jest profesorem, a na dodatek SWPS na pewno chce nas oszukać zatrudniając go. Przytaczam to postępowanie zaciekawiony niedawnym odnośnikiem w komentarzach do profesora z Niemiec, oszukańczo zatrudnionego po to, by podstępem granty NASZYM zabierać.

 

To postępowanie będzie ciekawym testem zarówno możliwości oceny przez NASZYCH, ale także możliwości umiędzynarodowienia polskiej nauki. Przedstawiony do oceny dorobek z łatwością lokuje się wśród abslutnie najlepszych postępowań w dyscyplinie i dziedzinie. No ale przecież Nezlek nie nasz. Żeby chociaż udowodnił, że sam swój autoreferat po polsku napisał! Żeby chociaż wykazał jakieś korzenie polskonazwiskowe, albo że w domu Jankiem go wołają.

 

Zmartwienia

W cytowanym w komentarzach do poprzedniego wpisu dokumencie brytyjskim, znalazłem fragment na temat tzw. higher doctorates, brytyjskiej wersji naszej habilitacji. Oto stosowny fragment:

 

Higher doctorates (typically the Doctor of Science, DSc or ScD and the Doctor of Letters, DLitt) are a higher level of award than the DPhil/PhD or professional or practice-based doctorates. They are normally awarded by providers to staff who have earned a high reputation for research in their field through their professional practice, which may or may not have been gained in an academic institution. (…) Individual higher education providers 'regulations specify a limited range of titles for higher doctorates, which can be awarded (…) for a substantial body of published original research of distinction over a significant period.

 

Ten fragment w jednym akapicie opisuje to, do czego w polskiej nauce potrzebna jest ustawa i rozporządzenia. Na dodatek robi to w sposób realistyczny. Żeby otrzymać 'higher doctorate’ nie trzeba mieć żadnego wpływu na rozwój dyscypliny. Trzeba cieszyć się reputacją badawczą oraz mieć dorobek, który ma następujące cechy. Po pierwsze dorobek publikacyjny musi być znaczny (’substantial’), po drugie musi opierać się na oryginalnych badaniach (’original research’), po trzecie wreszcie te badania muszą się wyrózniać (’of distinction’). Można by dodać, że to recenzenci ocenią, co oznaczają te cechy w przypadku konkretnych osób prowadzących badania  w konkretnych tematach, działkach, pod- czy dyscyplinach.

 

Ot, habilitacja pełną gębą. Oczywiście Brytyjczykom to może starczyć, bo nie muszą się martwić za bardzo, czy recenzenci odróżnią artykuły w 'Nature’ od artykułów w 'Nature, Culture, and Between’.

 

Zniewolony umysł

Na blogu dr. Kulczyckiego kolejna odsłona dyskusji o tym, co publikować i co oceniać. Spór jest o parametryzację, o której nie chcę pisać, ale zaskoczyły mnie wypowiedzi o zasadzie, że humanista powinien napisać kilka książek. W jednej z nich czytamy: 

 

zasada mówiąca, że humanista powinien napisać kilka monografii, a nie tylko same artykuły, wynika z faktu, że tylko w monografii można przedstawić problematykę szerszą, 

 

Po raz kolejny pojawia się tu bowiem i rozprawa habilitacyjna, i tzw. książka profesorska jako wymóg awansowy. To przecież kwestia zasad! Ale ten cytat pokazuje po raz kolejny, jak trudno zmienić sposoby oceniania w nauce. Otóż wypowiedź ta (niejedyna w dyskusji) pokazuje, jak nieformalna zasada rządzi oceną awansową, ale na dodatek przedstawia jeden sposób publikowania jako lepszy. A przecież początek wypowiedzi tegoż dyskutanta brzmi:

 

system stosowany w naukach podstawowych nie powinien ani stwarzać preferencji dla rodzaju publikacji, ani dla tematyki badań, bo takie preferencje są zaprzeczeniem idei badań podstawowych i wolności nauki;

 

Natychmiast pojawia się pytanie: to co z pisaniem o problematyce węższej (cokolwiek to jest)? Ale to pytanie jest przecież banalne w obliczu faktu, że wymóg pisania książek może być ucieleśnieniem wolności nauki. A to wskazywałoby z kolei na artykuły jako przejaw zniewolenia.

 

Quo usque tandem abutere, Catilina, patientia nostra?

Czekam na sprawozdanie przewodniczącego CK za rok 2014. Juz połowa lutego, jednak przewodniczącemu nie śpieszno. Zwróciłem też uwagę na to, że na stronach Centralnej Komisji nie ma poprzednich sprawozdań, a pamiętam dobrze czytanie sprawozdania za 2012 r. Zostało usunięte, choć, o ile dobrze rozumiem, ze strony CK nie powinny znikać dokumenty.

 

Zauważyłem jeszcze jedną rzecz. Otóż znacznie zmieniła się strona główna Centralnej Komisji. Teraz na pierwszej stronie nie ma już komunikatów; wszystkie zostały przeniesione do zakładki komunikatów. To, że w czasie przenoszenia znikł ostatni komunikat (ten o półrocznym dostępie). Na pierwszej stronie zresztą właściwie nic już nie ma.

 

Piszę to, by po raz kolejny wyrazić jak najgorsze zdanie o tym, jak Centralna Komisja traktuje swoje zadania, a także jak komunikuje się z zainteresowanymi nimi. Czy to strategia czy indolencja? Mówiąc szczerze, mam to w nosie. Marzy mi się po prostu, że ktoś (może nawet sama minister) się zainteresuje Centralną Komisją i rozpocznie proces naprawy instytucji, która powinna się cieszyć naszym zaufaniem.

 

Czy ktoś, do cholery, mógłby zacząć się przejmować?

Rada Młodych Dyplomatów

Rada Młodych Naukowców opublikowała raport na temat habilitacji w nowej procedurze. Dzisiaj napiszę parę słów na temat odpowiedzi na pytania otwarte, a zacznę od cytatu z odpowiedzi jednego z respondentów humanistycznych:

 

monografia jest najlepszą formą wykazania swych zdolności do przedstawienia stanu dociekań nad danym problemem, jego ujęcia teoretycznego, konstrukcji argumentacji i dyskusji z różnymi sposobami rozwiązania danego problemu, wreszcie przedstawienia własnej jego interpretacji i/albo rozwiązania

 

Pozostawiam ten cytat bez komentarza.

 

Odpowiedzi na pytania otwarte kreślą obraz habilitacji bardzo podobny do tego, o którym wielokrotnie pisano na tym blogu. To obraz procedury obdarzonej praktycznie zerowym zaufaniem. Respondenci zwracają uwagę na uznaniowość kryteriów stosowanych przez recenzentów (i różnorodność kryteriów stosowanych przez różne uczelnie). Wskazują, że procedura nie radzi sobie z interdyscyplinarnością rzeczywistości naukowej, a także z rzeczywistością pisania. Wielokrotnie pisano tutaj o tym, że cykl jednotematyczny polegający na zaplanowaniu z góry cyklu publikacji nie odzwierciedla rzeczywistych praktyk naukowych. Nieufność wobec procesu przejawia się też w postulatach kwantyfikacji kryteriów.

 

Co ciekawe, respondenci proponują wprowadzić kryterium 'widocznego postępu naukowego’, które ma wyprzeć 'cykliczność’. Niestety, nie zgadzam się z takim kryterium  –  postęp kogoś, kto był zerem naukowym może być ogromny, jednak nie sięgać poziomu przyzwoitości.

 

Najbardziej rozczarowany jestem jednak konkluzjami autorów, którzy widzą problemy zgłaszane przez respondentów jako wynik braku doinformowania na temat nowej procedury habilitacji. To wyjątkowo dyplomatyczne podsumowanie wyjątkowo negatywnych ocen, które wyłaniają się z raportu.

 

Centrum

Kilka dni temu w komentarzach zwrócono uwage na jedną z recenzji profesorskich, która zatytułowana jest natępująco:

 

Ocena dorobku naukowego, dydaktycznego i organizacyjnego, a przede wszystkim książki …

 

Wielokrotnie wspominano tu o tzw. książce profesorskiej i mamy jej doskonały przykład. Recenzent 'przede wszystkim’ oceni książkę i jeśli ocena wypadnie pozytywnie, profesorant zostanie profesorem. Ustawa wszak obwieszcza, że profesor:

 

ma osiągnięcia naukowe znacznie przekraczające wymagania stawiane w postępowaniu habilitacyjnym;

 

W ten sposób doktor habiitowany, gdy już napisze książkę, będzie miał osiągnięcie (a może i nawet osiągnięcia w liczbie mnogiej) powyżej tego dla habilitowanego. A to książka przecież, jak niedawno przeczytałem, jest najlepszym sposobem wykazania się naukowym poziomem.

 

Kryteria profesury są podobne do kryteriów habilitacji. Trudno przecież wymyślić znaczące różnice między, w efekcie, profesurą podwórkową a belwederską. Jednak nadanie tytułu naukowego na podstawie oceny jednej książki jest czymś dziwnym. Na dodatek mam wątpliwości, czy profesura powinna być definiowana jako 'duża habilitacja’.  Nie dość, że wzmacnia to pozycję habiitacji jako centrum nauki polskiej, to na dodatek wskazuje, że bez habiitacji nie da się zrozumieć, kim jest profesor.

 

Tak jak uważam, że w wypadku habilitacji powinien być oceniany dorobek, tym bardziej tak powinno być w wypadku profesury. Przecież profesor to nie ktoś kto zrobił habilitację i jeszcze trochę. Profesor to ktoś, kto przeszedł przez (dłuższą czy krótszą) drogę naukową i to ta droga powinna być podstawą oceny. A zatem cały dorobek profesorski.  Nieporozumieniem jest zarówno ocenianie 'książki profesorskiej’ jak i profesura w jako osiągnięcie pohabilitaycjne.

 

V

W komentarzach pod poprzednim wpisem trzy.14 zwrócił uwagę na artykuł Gazety Prawnej, która pisze o groźbie znikających habilitacji. Zareagowała też sama ministra, która zaćwierkała z decyzją, że 

 

Serwer CK archiwizuje i będzie archiwizować. To był tylko niefortunny komunikat 



Ze stron Centralnej Komisji z kolei już zniknął ten 'niefortunny komunikat’. Wygląda na to, że Centralna Komisja dostała po nosie i musiała podkulić ogon.

 

Warto jednak przytoczyć kilka cytatów z artykułu:

 

Publikowanie tych dokumentów pomaga wykrywać m.in. plagiaty. Ale także mobilizuje przy pracy recenzentów – przyznaje prof. Bogusław Śliwerski, członek prezydium Centralnej Komisji. On sam uważa, że aby była realizowana idea przejrzystości, dokumenty powinny być zawsze dostępne. 

 

Ten chwalebny cytat pochodzi od członka Prezydium CK, które podjęło decyzje o usuwaniu postępowań z serwerów CK. Komunikat głosił, że to „Prezydium postanowiło przyjąć zasadę”. Za chwilę jednak czytamy:

 

Otrzymaliśmy jedynie sygnał z biura, że jest problem, a rozwiązaniem miałoby być usuwanie po jakimś czasie starych plików – tłumaczy członek prezydium CK prof. Bogusław Śliwerski. Podkreśla, że prezydium nie ma wpływu na sprawy administracyjno-techniczne.

 

Po jednym sygnale decyzja polega na tym, żeby zrezygnować przejrzystości? Bez dyskusji, debaty, poszukiwania innych rozwiązań? Nie chciało się czy kanapki się kończyły? Poza tym, jak można podejmować decyzje w sferze życia, na którą nie ma się żadnego wpływu? Co więcej, jak można kierować instytucją, na której codzienną działalność nie ma się wpływu? To co Państwo Profesorowie robicie w tym Prezydium?

 

A tu jest jeszcze jeden cytat:

 

Kilka miesięcy wystarczy. Po co komu dłużej dostęp do dokumentów – pyta retorycznie w nieoficjalnej rozmowie jeden z pracowników CK.

 

Chciałbym mieć nadzieję, że to odosobniony głoś wśród pracowników CK, czarna owca, która nie rozumie, jak ważna jest przejrzystość. Niestety, wydaje mi się że pracownik świetnie się wpisał w prezydialne sentymenty. A ja nieoficjalnie powiem jednemu z pracowników – a nic pracownikowi do tego, do czego i na jak długo mi są potrzebne te dokumenty! 

 

No ale wygraliśmy. Okazało się, że można znaleźć bat nawet na Prezydium. Ciesząc się i gratulując sobie, że znalazłem się w grupie głośnych oburzonych, mam nadzieję, że to wydarzenie stanie się precedensem, na którym będziemy budować.

 

Ciastka

Na stronach Centralnej Komisji pojawiło się wiele postępowań profesorskich, a ja z nadzieją, rzuciłem się do czytania. Okazało się jednak, że w nowozamieszczonych postępowaniach nie zamieszczono ani jednej recenzji. Np. w dziedzinie nauk społecznych w trzech zamieszczonych postępowaniach pod zamieszczonymi linkami nie ma ani jednej recenzji. Podobnie jest w innych dziedzinach.

 

Po kliknięciu wysokich kilkudziesieciu linków, pod którymi nie ma recenzji, trudno oprzeć się wrażeniu, że CK systematycznie zamieszcza puste postępowania. Aż chciałoby się powiedzieć, że to doskonały sposób na to, żeby zjeść ciastko i nadal je mieć. Postępowania profeosrskie ukazują się bowiem na stronach Komisji, ale nie zawierają stosownych informacji.

 

Trudno oprzeć się jeszcze jednemu wrażeniu. A mianowicie, że Centralna Komisja systematycznie nie ujawnia informacji na tematy związane z profesorami – od wyników głosowania, przez zamieszczanie postępowań (niektóre z świeżo zamieszczonych postępowań są z 2013 roku!!), aż do niezamieszczania recenzji.