Dostałem maila w sprawie terminowości recenzji. Habilitant/ka od jakiegoś czasu czeka już na trzecia recenzję. Kontakty z recenzentem/ką spotykają się ze zrozumieniem i ogólną życzliwością, jednak co recenzent czasu nie znajduje, to nie znajduje. Co ciekawe, recenzenta (lub recenzentki) zupełnie nie interesuje ustawowy termin. Przejmuje się raczej tym, że habilitant czeka, a recenzent opóźnia postępowanie. Wskazuje jednak, że z niezrozumiałych dla niego powodów, Centralna Komisja co rusz przysyła mu nowe postępowanie i on nie nadąża.
Mam dwa komentarze. Po pierwsze, irytuje mnie zmiana relacji z habilitantem z profesjonalnej na moralną. Co prawda, jest termin, ale co mi to tam. Ważniejsze jest to, że biedny habilitant czeka. I choć ciesze się, że serce u recenzenta jeszcze bije i nie jest z kamienia, wolałbym, żeby zamiast je okazywać, wywiązywał się ze swych obowiązków.
Po drugie, przyjmując wyjaśnienia recenzenta za dobrą monetę, mamy sytuację odwrotną od tej na przykład w naukach ekonomicznych, gdzie mała grupa profesorów recenzuje wszystko, co się rusza (a być może również to, co ruszać się przestało). Nie dość, że nie narzekają oni, to nie dopuszczają innych do recenzji. Można się zastanawiać oczywiście, jakiej jakości są te recenzje, ale kto by się tam zastanawiał. Być może więc również w działce mojego korespondenta zakładają, że każdy chce więcej (zarobić) i chcą zrobić recenzentowi przysługę. Ten z kolei narzeka na to, że mu za dużo przysyłają.
Nie wiem, rzecz jasna, czy jakiś członek CK czyta ten blog, jednak chcę zasugerować rewolucyjne rozwiązanie. Otóż, uwaga, idzie nowe, można by zadzwonić do recenzenta i zapytać, czy zgodziłby się na napisanie recenzji. Wiem, mogłoby to oznaczać, że kilka osób mogłoby odmówić, no ale, jak mówią Anglosasi, shit happens. Sugerowałbym też podanie telefonującemu urzędnikowi listy kilku nazwisk (np. 10 ułożonych wg preferencji), żeby nie musiał za każdą odmową czekać na następne posiedzenie i deliberacje uczonych osób.
Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że logistycznie może to być nie do wdrożenia. System ten wymaga kolosalnych nakładów myślowych i telekomunikacyjnych.