Koniec splendoru

Prof. Marcin Matczak postanowił odmówić odebrania nominacji profesorskiej od prezydenta Dudy. Polski Twitter i nie tylko wybuchł zachwytami i ja właściwie do tych zachwytów dołączam się. Trochę mam nadzieję, że to będzie pierwszy taki gest, a nie jedyny.

Ale w tych zachwytach jest dużo goryczy. Zawsze byłem zdania, że nominacja profesorska wręczana przez prezydenta kraju dodaje znaczenia tytułowi. Fajnie, że to nie tylko koledzy profesorowie, ale również państwo polskie mówi delikwentowi, że osiągnął szczyt kariery akademickiej. Ten symboliczny przecież w zamiarze gest miał dodawać splendoru. Miało być pięknie, trochę to potrwało, ale  skończyło się jak zwykle.

Mam niestety wrażenie, że kończy się epoka. Prezydenckie tytuły profesorskie zostały zepsute, zostały upolitycznione, nie wiem, czy nie bezpowrotnie. Myślę, że już tylko zwolennicy zasiadającego prezydenta (tego i następnych) będą chcieli od niego odebrać nominację, a przy najmniej odebrać ją bez poczucia niesmaku. Coraz trudniej przecież odbierać te nominacje wiedząc, że są profesorowie, którzy z powodów politycznych profesur nie dostali.

Bilewicza widuję na Twitterze (często jego tweety mnie irytują), Żelaznego nie widuję, jednak coraz trudniej udawać, że nic się nie dzieje i przyjmować profesury jakby nigdy nic. To nie jest 'no trudno’. Ci dwaj uczeni zostali wpuszczeni do klubu, nie ma żadnych merytorycznych przesłanek, by dalej wstrzymywać ich profesury. Nawiasem mówiąc, niestety wątpię, by obaj dostali profesury za tej kadencji.

Nie wiem, czy uda się w przyszłości odzyskać splendor profesury belwederskiej. Mam wątpliwości. Myślę, że czas na to, by proces nadawania profesury miał jedynie drogę akademicką.

Szkoda, że się tak stało.

 

Punkty tak, wypaczenia nie

Gazeta.pl pisze, że na na uczelniach wrze. Wszystko z powodu, powiedzmy sobie szczerze, problematycznych ministerialnych interwencji w punktację czasopism. Właściwie to powiedziano na temat tego wszystko, co było do powiedzenia. Ba, nawet Komisja Ewaluacji Naukowej wyrwała sobie kilka włosów i wydała oświadczenie.  Nie mam nic do dodania do wszystkich głosów, szczególnie na polskim Twitterze akademickim, gdzie albo wyśmiewają, albo wyklinają.

Chciałbym jednak przypomnieć niedawny artykuł prof. Galasińskiego właśnie o punktach. Galasiński, który zaczął się pojawiać w Forum Akademickim, wali w punkty jak w bęben, pisząc na przykład, że wg punktacji on najpierw zgłupiał, a potem, ostatnio, zmądrzał bardzo, gdy wydał ostatnie dwie książki za 300 punktów.

To, co mnie zaciekawiło jednak, to kilka wypowiedzi polemicznych z tym artykułem, które pojawiły się na Facebooku. Szczególnie jeden profesor (nie pamiętam, kto, nie chce mi się szukać) bardzo się nie zgadza z Galasińskim, bo się nie da. A jak się nie da, to się nie da.

I tu właściwie zaczyna się mój post. Skoro się nie da oceniać inaczej niż punktami, no to mamy, cośmy chcieli, prawda? Skoro nie da się oceniać inaczej niż punktami, a punkty ustala minister, to o co teraz drzemy nasze akademickie gęby? Zaczęliśmy je drzeć, gdy minister Gowin wprowadził nam na listy wydawnictwa, of których wysypki dostaliśmy. Ale darliśmy się równie głośno, że bez punktów się nie da. Punkty tak, wypaczenia nie – oh, ten chichot historii.

I to właśnie była ta cytowana odpowiedź Galasińskiemu. Nie da się!! Po prostu się nie da. Punkty albo śmierć.

Nie za bardzo wiem, przyznam szczerze, na czym polega różnica między wydawnictwami Gowina a czasopismami Czarnka. Skoro po tych pierwszych nadal uważaliśmy, że od punktów nie ma nic, ale to nic nic, lepszego, to dlaczego nagle uważamy, że te ileś tam czasopism, których punktację skorygował obecny minister, przekreślają ideę punktów? To min. Gowin pokazał nam Białym Krukiem i innymi diamentami wydawniczymi, że nie o żadną ewaluację tu przecież chodzi. Min Czarnek nie zrobił nic innego.

I nie, nie bronię tu tego, co się stało. Wręcz przeciwnie, uważam te zmiany za skandaliczne. Mówię jedynie 'środowisku’, żeby się wzięło i stuknęło młotkiem. Bo dopóty dopóki będziemy pieprzyć o tym, że w polskiej nauce nie ma miejsca i możliwości na rzetelną ocenę ekspercką, to będziemy musieli znosić kolejne zmiany punktacji. A wszystko przecież w ramach systemu, który większość z nas uważa, że jest najlepszy z możliwych.

 

PS. Ja również wielokrotnie pisałem, że rzetelna ocena ekspercka jest niemożliwa w nauce polskiej. Mam za swoje, poczuwając się do odpowiedzialności za to, co się stało.

Przyznam jednak, że tak się walę młotkiem i walę i nadal uważam, że w polskiej nauce nie ma miejsca i możliwości rzetelnej oceny eksperckiej. I mamy dokładnie to, na co zasługujemy.

PS2. Szkoda, że Pani Wiceminister nie zaczęła się robić taka wrażliwa, gdy Białego Kruka z Paradyża wprowadzaliśmy na poziom Palgrave.