A liczba ich 195

A jednak przeszacowałem. Prof. Śliwerski podaje, że słowackich habilitacji jest niecałe 200. I to ten ułamek procenta samodzielnych pracowników naukowych niszczy naukę polską. Nie złapałem sie za głowę, nie zobaczyłem przechodzącego ludzkiego pojęcia w dowolnym kolorze. Pomyślałem: że też się chce komuś o to drzeć koty!

 

Według Profesora, nie dominuje wcale pedagogika. Bo pedagogów było 62, a to znaczy, że mniej niż całej reszty. Przyznaję szczerze, że parsknąłem śmiechem widząc tę karkołomną logikę, ale może inni czytelnicy bloga Profesora przyjmą jego słowa za dobrą monetę.

 

Uderzyło mnie jednak co innego. Otóż na tych 195 habiitacji, aż 103 dotyczyło pedagogów i teologów. A to  w tych dyscyplinach, jak na moje laickie oko, habilitacje są najsłabsze. W teologii, jak mi się wydaje (powtarzam: laikowi) przechodzi wszystko, co się rusza, a w pedagogice wszystko, co się kwalifikuje jako pedagogika. Przed jakimż to sitem uciekają ci habilitanci na Słowację? Co im groziło w dyscyplinach, w których starczy wydać książkę po koleżeńsku w wydawnictwie uczelnianym, a i u szwagra też by przeszło?!

 

Oczywiście, prof. Śliwerski wraca do oszustów. Szkoda, że nie tępi z równą zawziętością nierzetelności w polskich postępowaniach habilitacyjnych.