Na forum pojawiła się linka do stanowiska Komitetu Automatyki i Robotyki PAN w sprawie powrotu kolokwium habilitacyjnego. To już kolejny postulat w tej sprawie, ten jednak jest wyjątkowo kuriozalny.
Państwo profesorowie wskazują, że to dzięki kolokwium ocenią, czy habilitant przygotowany jest do przedstawiania i obrony poglądów naukowych. I mam nieśmiałe pytanie: a co z publikacjami? Czy one czasem nie wskazują na umiejętność przedstawiania poglądów naukowych? A konferencje naukowe? Jak sobie radzą uczeni ze świata, którym nie dane było przejść przez kolokwium? Dziw bierze, że nie legną przy pierwszej próbie przedstawiania i obrony. A wszystko oczywiście w trosce o naukę, nie mówiąc o tradycji naukowej. Oczami wyobraźni widzę kolokwia habilitacyjne w średniowiecznej Padwie czy Oxfordzie, czuje też to brzemię ciążące na barkach profesury automatyki i robotyki.
Ale Komitet jest przynajmniej szczery. Habilitacja to 'dopuszczanie do grona’. Państwo profesorowie nie chcą dopuszczać do klubu byle kogo i byle jak. Kolokwium to obrzęd przejścia, więc habilitanta trzeba przeczołgać, a znosząc to wszystko habilitant pokaże, jak bardzo mu zależy. Nowa procedura habilitacyjna mówi habilitantowi, że jeśli uprawia naukę, dostaje habilitację. Piszesz dobre artykuły/książki, jesteś w klubie. A członokowie klubu mówią: No jak tak można!? Przecież jesteśmy jeszcze my, starzy członkowie i chcemy decydować. Nie żadna nauka, ale MY!
Przypomniała mi się scena z filmu Apocalypto. Kilku wojowników z włóczniami chce trafić w kilku bezbronnych, którzy starają sie tych włóczni uniknąć. Wydaje mi się, że Komitet Automatyki i Robotyki protestuje przeciwko odebraniu im włóczni i okazji do tego, żeby porzucać w habilitanta.