W sprawie habilitacji zabrała głos Rzeczniczka Praw Obywatelskich. Według Pani Rzecznik procedury habilitacyjne są dyskryminujące, bo wyżej punktowane są publikacje zagraniczne, co dyskryminuje język polski, a to z kolei dyskryminuje językoznawców-polonistów, a także historyków zajmujących się historią Polski. Na forum już pokazano, że Pani Rzeczniczka nie do końca wie, o czym mówi, być może nawet nie przeczytała ustawy o stopniach i rozporządzenia. Żaden z tych dokumentów nie mówi nic o promowaniu publikacji zagranicznych. To, że polski urzędnik nie wie, o czym mówi, nie zaskoczyło mnie.
Zaskoczyło mnie jednak co innego. Myślę, że można spokojnie przyjąć, że Pani Rzecznik sama tego nie wymyśliła. Jej komentarze wskazują, że o przepisach habilitacyjnych ma pojęcie mgliste, podejrzewałbym również, że o losie lingwistów-polonistów pojęcie jej jest równie mgliste. Podejrzewam, że tak jak na forum, jak i w komentarzach tutaj, tak i do niej dochodzą tzw. sygnały. No i Pani Rzeczniczka postanowiła zareagować. I ja nie mogę zrozumieć tych sygnałów. Ja nie jestem w stanie zrozumieć, że owi historycy i poloniści wolą szukać protekcji rzecznika praw obywatelskich, zamiast spróbować podnieść dla siebie poprzeczkę. Czy rzeczywiście satus quo (części) polskiej humanistyki jest tak świetny, że nie da się go już ulepszyć? Czy rzeczywiście nie da się napisać o języku polskim po angielsku?
Wydaje mi się, że jakaś tam część polskich humanistów dąży do sformułowania swoich własnych zasad nauki, do swoistej naukowej autarkii. Jest wyjątkowo smutne, że znaleźli nowego sojusznika. Wydaje się, że niepoddawanie się rzetelnemu procesowi recenzji, wychodzącemu poza własne środowisko, staje się w polskiej nauce prawem obywatelskim. Przeraża mnie to.