Już wszyscy wiemy, że dr hab. Andrzej Zybertowicz nie dostanie profesury (linka do artykułu). Nie znam Zybertowicza, nie chcę się wypowiadać na temat jego dorobku, ale szlag mnie jasny trafia, że gazeta.pl w ogóle o tym pisze. Choć Zybertowicz jest osobą publiczną, to mam duże wątpliwości, czy jego dorobek powinien być omawiany w ogólnopolskich mediach oraz komentowany przez wszystkich. Nagle pielęgniarka, motorniczy, księgowa oraz dyrektor i ksiądz znają się na socjologii i omawiają. Po cło to? Nie wiem.
Niestety, te publiczne rozważania doprowadzają do kolejnego idiotyzmu. Oto prof. Gliński tweetuje, że zrzeka się tytułu profesorskiego, bo Zybertowicz zasługuje bardziej. To oczywiście kompletnie pusty gest, jednak ma znaczenie.
Ma znaczenie, bo to kolejna odsłona psucia nauki. Najpierw prezydent odmawia nadania profesury psychologowi (oczywiście w trosce o naukę), a teraz minister kultury tak się przejął polską nauką, że trzaska tytułem profesorskim, bo jego kolega nie dostał. To może już lepiej przestańmy udawać, że mamy jakieś recenzje czy postępowania. Do spółek i innych synekur z nadania politycznego dodajmy profesury. Nie tak dawno klucz polityczny miał znaczenie, upolitycznijmy naukę jeszcze dalej. Wypowiedź Glińskiego to właśnie polityczne wsparcie dla ideowo słusznej profesury. Nienadana profesura Bilewicza to nienadanie profesury ideowo niesłusznej.
Ale chciałbym dodać, że my się sami wystawiamy na to wszystko. Zbyt wielu naukowców angażuje się politycznie po jednej czy drugiej stronie, androny polityczne sadzi, podpierając się swymi stopniami czy tytułami. Róbmy tak dalej, będziemy się musieli do jedynie słusznej partii zapisać. I to sekretarz POP będzie decydował o profesurach i doktoratach.
Na koniec jeszcze małe sprostowanie. Zwrócono mi uwagę na następujący tekst autorstwa dr Mularskiej-Kucharek. Czytam w nim, co następuje:
aż po hejt w Internecie na poczytnym blogu dotyczącym habilitacji, prowadzonym przez….naukowca z kręgu osób bliskich niektórym członkom komisji (sic!).
Podejrzewam, że ów „poczytny blog dotyczący habilitacji” to mój blog. Nie znam innego, a blog jest poczytny. Nie do końca wiem, co to znaczy być „z kręgu osób bliskich niektórym członkom komisji”, jednak insynuacja, że napisałem o postępowaniu dlatego, bo ktoś mnie do tego namówił czy dlatego, by działać w czyimś interesie, jest nieprawdziwa. Nie znam osób z komisji, o większości, tak jak o habilitantce, nie słyszałem przed napisaniem postu na temat jej postępowania. Żadnej z tych osób nie znam osobiście, nigdy z żadną nie rozmawiałem, a nawet z tego, co mi wiadomo, nawet nie przebywałem w tym samym miejscu, co te osoby.
Chciałbym też powiedzieć, że przez te 8 lat pisania bloga wielokrotnie odmówiłem napisania o czymś, co napisali moi korespondenci. Powody są dwa. Po pierwsze, coś nie wydaje mi się wystarczająco interesujące, po drugie, podejrzewam, że chodzi o co innego niż troska o dobro i rzetelność polskiej nauki. Decyzja by o czymś napisać jest zawsze moja i odzwierciedla tylko i wyłącznie moje zainteresowania.
PS. Już jest list otwarty wspierający profesora wyklętego. Ma wrażenie, że wylecieliśmy w kosmos i kierujemy się do galaktyki far far away. Tam prof. Jar Jar Binks przeprowadzi postępowanie razem z dziekanem Yodą.
I sami sobie to robimy.