Co by tu jeszcze spieprzyć, panowie?

Już jakiś czas temu dostałem kolejnego maila od p. Tomasza Burdzika, który pisze mi o kolejnych plagiatach dokonanych na jego tekstach. Trochę mi zajęło napisanie o tym, za co mojego korespondenta przepraszam,  i pojawił się już post na blogu prof. Pluskiewicza, który omawia tę sprawę. Żeby było śmieszniej, o plagiatach tekstów Burdzika pisałem już na początku 2016 roku. Odnotowuję sprawę z obowiązku pręgierzowego, ale mam też dwie refleksje. 

 

Po pierwsze, z całym szacunkiem dla p. Tomasza Burdzika, jego dorobek, jak mi się wydaje, nie jest szczytem możliwości naukowych w jego dyscyplinie czy specjalności (to zdanie to konstatacja trajektorii rozwoju naukowego, a nie ocena możliwości intelektualnych autora). Co takiego zatem powoduje, że  odkrywamy kolejne plagiaty jego tekstów. Czy plagiatorzy uważają, że on nie zauważy tych plagiatów? Czy liczą na to, że nawet jeśli ktoś zauważy, to nikt palcem nie kiwnie?

 

Po drugie, jest również coś tragicznego w tym, ze p. Burdzik pisze do akademickich blogerów z prośbą o to, by upublicznili jego sprawę. Ma jednak rację, prawda? Pamiętacie sprawę habilitacji p. Andrzejaka? Tak, tak, on robił habilitację, jak jeszcze bramy na guziki zamykano! I co? Sprawa jeszcze trwa, jak donosi prof. Wroński w Archiwum nieuczciwości. Mam wrażenie, że gdyby habilitacja była dziedziczna, to jeszcze wnuki Andrzejaka mogłyby sie nią legitymować, bo ktoś znowu coś spier…

 

I na koniec, chciałbym zwrócić uwagę na treść retrakcji artykułu p. Agaty Podosek:

Artykuł został retraktowany na żądanie Tomasza Burdzika poparte przez Komisję do Spraw Etyki w Nauce Polskiej Akademii Nauk.

 

Ja to bym pomyślał, że artykuł powinien zostać retraktowany dlatego, bo jest plagiatem, a nie dlatego, że pokrzywdzony autor się tego domagał! Co więcej, UJa trzeba prosić o to z poparciem, żeby łaskawie zgodził się oznajmić, że artykuł oszustki przestaje być artykułem? Że jest oszustwem i plagiatem! I ja mam pytanie: ładnie trzeba poprosić, czy zwyczajnie starczy?