Parę dni temu, pod wpisem z początku roku pojawił się komentarz na temat interdyscyplinarności polskich postępowań awansowych. A właściwie problemów z nią. Parę razy pisałem już na temat tego, że nauka polska nie radzi sobie z interdyscyplinarnością. Minimum kadrowe, fundament polskiej nauki, jak kotwica siedzi w dziedzinach i dyscyplinach i z pewnością jakaś tam magisterka czy doktorat, a i nawet habilitacja nie naruszy tego.
Jednak warto zwrócić uwagę, że rozporządzenie ministra nie reguluje przynależnosci dyscyplinarnej członków komisji habilitacyjnych (w tym recenzentów). Dotyczy to również recenzentów rozpraw doktorskich. I rzeczywiście, jakiś czas temu omawialiśmy dość niezwykłe postepowanie z psychologii, w którym jednym z recenzentów był biolog (choć nie to stanowiło o niezwykłości postępowania). Niedawno pisałem o postępowaniu z kulturoznawstwa, w którym recenzentem był historyk.
Oczywiście, przynależność dyscyplinarna habilitacji nie ulega wątpliwości. Jak niedawno pisałem, recenzenci zarzucają habilitantom niewystarczające osadzenie w dyscyplinie, a przypadki recenzentów spoza dyscypliny (ba, jak w wypadku wspomnianego biologa, spoza dziedziny) są raczej rzadkością (choć być może w różnych dziedzinach wygląda to różnie).
Piszę o tym wszystkim, bo chcę zwrócić uwagę na kolejną niespójność przepisów. Nie ma sensu według mnie 'uwalniać’ dyscyplinarnie recenzentów (co w sobie jest sensowne), ale oczekiwać od nich, by recenzowali habilitację z danej dyscypliny, a w szczególności odpowiadali na pytanie o wkład habilitanta w rozwój dyscypliny. Dyscypliny, podkreślmy, której taki recenzent nie zna i nie musi znać. Nie można przecież oczekiwać od biologa, by wypowiadał się na temat wkładu habilitanta w rozwój psychologii. Biolog oczywiście może się sensownie wypowiedzieć na temat tego, co, powiedzmy, napisał np. neuropsycholog, nie sądzę jednak, by był w stanie wypowiedzieć się na temat tego, jak sytuuje się taka praca w psychologii. Bo i skąd miałby to wiedzieć?
Po raz kolejny według mnie odbija się czkawką ów nieszczęsny wkład w dyscyplinę, którego ani nikt nie mierzy, ani nikt specjalnie nie ocenia. No ale nauka nauką, ale pamiętajmy o priorytetach. Minimum ponad wszystko!