Zadano mi pytanie, jak się czuję jako doktor habilitowany. I, niestety chyba, czuję się zadzwiająco tak samo jak przed uzyskaniem stopnia. Oczywiście, zdaję sobie sprawę z tego, że habilitacja, tak jak i doktorat to proces, który wieńczony jest uzyskaniem stopnia, jednak spodziewałem się chyba czegoś więcej.
Po doktoracie byłem strasznie dumny z siebie. Trochę sobie myślałem, że moją doktorskość widać na odelgłość, a może i w tramwaju ludzie to widzą (trochę). Chyba się spodziewałem czegoś podobnego w wypadku habilitacji. Niestety, nic takiego się nie dzieje. Dlaczego? Nie wiem, może dlatego, że te ostatnie tygodnie przed uzyskaniem stopnia nie były najciekawsze. Może dlatego, że mam świadomość 'polityki habilitacyjnej’, która się wokół mnie toczyła. Nie, nie mam niedosytu, w jakiś sposób 'kolokwium’ sprawiło, że mam poczucie wygranej, osiągnięcia stopnia w boju, na przekór trudnościom. Ale jakoś brakuje tego doktorskiego uniesienia. Ot, zawiadomili, ja przyjąłem do wiadomości, kilka osób mi pogratulowało i tyle.
No więc jak się czuję jako nowowyhabilitowany samodzielny pracownik naukowy? No, czuję się tak samo jak dotąd. W moim życiu nic się nie zmieniło, a przez te wszystkie przepychanki chyba odebrano przynajmniej część radości z tego, mam nadzieję, że jednak osiągnięcia.