I jeszcze jedna refleksja na temat dyskusji. Otóż jednym z aksjomatów publikowania jest według mnie to, że nie ma i nie może być artykułu (czy też książki) idealnego. Nie może choćby dlatego, że nie ma też badań idealnych – każde badanie obarczone jest ograniczeniami. Każdy artykuł można ulepszyć. Robiąc badania i pisząc artykuł na ich temat rozpoczynam proces dążenia do tego, by opublikować najlepszy możliwy artykuł biorąc pod uwagę ograniczenia badań, ograniczenia mojej wiedzy, wyobraźni, kreatywności, a wreszcie zainteresowania redaktora, czytelników, kończąc na banalnym fakcie, że artykuł siłą rzeczy musi zawrzeć się w jakiejś tam objętości.
Proces recenzyjny, w przeciwieństwie do procesu recenzyjnego w habilitacji, ma pomóc mi na drodze do uzyskania optymalnego artykułu. Dlatego właśnie tak kluczowe są rzetelne recenzje. Za każdym razem, gdy dostaję recenzje, dostaję wskazówki, co zrobić, by napisać lepszy artykuł. Czasem te wskazówki polegają na tym, by go nie pisać. Gdy więc uwzględniam recenzje artykułu powstaje lepszy artykuł. On oczywiście mógłby być jeszcze lepszy, gdyby nad nim jeszcze popracować, ale umawiamy się, że jeden, czasem dwa etapy recenzyjne wystarczą – więcej byłoby niepraktyczne.
I teraz to, co najważniejsze. Refleksja nad recenzjami oraz wpisywanie ich do artykułu to zaangażowanie się w debatę naukową, zapośredniczoną przez czasopismo, ale jednak debatę. Debata z kolei jest, jak mi się zdaje, kamieniem węgielnym nauki. Wydaje mi sie, że debata z recenzentami jest w samym centrum debat naukowych.
Rzetelne recenzowanie tekstu złożonego do druku jest więc nie tylko konieczną częścią publikowania, ale, szerzej, uprawiania nauki. Wydaje mi się, że z tego wynika, że niezaangażowanie się w ten proces, niezaangażowanie się w debatę naukową podważa podstawy nauki. Z tego też względu odmawiam uznawania nie zrecenzowanych rzetelenie artykułów jako dorobku naukowego, który podlega ocenie w postępowaniu habilitacyjnym.