Doktorat habilitanta

Po raz kolejny widzę habilitacje, w których doktorat, wydany w postaci książki, jest podawany przez habilitanta jako dorobek habilitacyjny. Większość recenzentów to zauważa, część komentuje negatywnie.  Muszę przyznać, że nie rozumiem tego. 

 

Zdarzają się dwa typy habilitacji w kategoriach doktoratowych. Po pierwsze, habilitant publikuje na podstawie swych badań doktorskich serię artykułów (przed czy po uzyskaniu stopnia) czy też książkę i publikacje te stanowią część dorobku publikacyjnego habilitanta. Nie ma, rzecz jasna, nic złego w takim postępowaniu. Wydaje się, że to naturalna kolej rzeczy, szczególnie jeśli habilitant publikuje wyniki badań doktorskich w dorbych międzynarodowych czasopismach. Te publikacje świetnie podkreślają jakość doktoratu. Po drugie jednak, część habilitantów (znacznie mniejsza) podaje swe publikacje podoktorskie jako część tzw. osiągnięcia. I tego nie jestem w stanie zrozumieć. Recenzenci w znacznej większości to zauważają, komentują negatywnie, bez wątpienia wyrabiają sobie zdanie na temat habilitanta i jego dorobku. Nie rozumiem, jaki cel przyświeca habilitantom stosującym takie praktyki. Pomijam, że to oszustwo – trudno za jedne badania dostawać dwa stopnie, jednak ryzyko, że recenzent zauważy taki zabieg jest według mnie bardzo wysokie. Nie chce mi się wierzyć, że habilitanci nie wiedzą, czy nie zdają sobie sprawy z tego, co robią.

 

Nie chce mi się wracać do tych recenzji, które czytałem i sprawdzać, jak się potoczyły losy takich habilitantów. Wynik postępowania, które zainspirowało mnie do napisania tego wpisu, był negatywny (choć chyba byłby negatywny nawet bez kwestii doktoratu). Mogę mieć tylko nadzieję, że recenzenci będą na tyle uważni, żeby takie praktyki piętnować i stosownie je oceniać. Skoro już jest habilitacja, należy ją przeprowadzać porządnie.