Dwie perspektywy

Od czasu do czasu dostaję maile od czytelników tego bloga i ten wpis oparty jest na jednym z listów. Jego autor pisze o kolokwium habilitacyjnym, w którym brał udzial i o kuluarowych dyskusjach na temat habilitantki. Szczególnie jeden z aspektów opisywanych dyskusji uderzył mnie i o nim chce tutaj napisac. Piszę o nim również dlatego, że podobne sprawy były już tutaj dyskutowane.

 

Otóż habilitacja przeszła niejednogłośnie i mój korespondent opowiada mi o dyskutowanych powodach głosów pozytywnych i negatywnych. Negatywne głosy oparte były o ocenę 'bezwzględną’ – dorobek był za słaby, dużo błędów, kolokwium równie słabe itd. itd. Z drugiej strony, głosy pozytywne oparte były o ocenę 'relatywną’. Dorobek jest bardzo słaby, ale przechodzą gorsze habilitacje, niesprawiedliwe będzie więc uwalenie tejże.

 

A ja z kolei mam problem z jedną i drugą argumentacją. Mam problem z widzeniem czyjegoś dorobku poza dyscypliną, w której występuje. Kryteria oceny habilitanta nie mogą stawiać poprzeczki za wysoko czy za nisko w danym kontekście dyscyplinarnym. Jednak drugi argument równa ocenę w dół do najgorszej habilitacji znanej głosującym. To z kolei prowadzi do tego, że w każdej dyscyplinie jest nieusuwalny ogon bardzo słabych habilitacji, które przechodzą, bo podobne przechodzą. Jak to rozwiązac? Nie wiem. A probem jest poważny, bo zaraz będę pisał recenzję habilitacyjną.