Trzy.14 przytoczył następujący fragment wywiadu z profesorem ekonomii.
W ankiecie, którą rok temu przeprowadzono na polskich uczelniach wśród ekonomistów ze stopniem doktora bądź wyższym, zapytano o wkład, jaki wnoszą do ekonomii światowej. Żaden lub mały odpowiedziało aż 70 proc. ankietowanych. Jesteśmy tylko odzwierciedleniem tego, co dzieje się w myśli ekonomicznej na Zachodzie
I mnie natychmiast zaświeciła się czerwona lampka. To co z habilitacjami z ekonomii?! Czyż one wszystkie nie powinny mieć znacznego wkładu w rozwój ekonomii? Przecież tego właśnie oczekujemy od habilitacji, czyż nie? To co robią recenzenci z ekonomii i, jak podejrzewam, z wielu innych dyscyplin? Nawet jeśli jest jakaś część polskich profesorów żyjąca w samozadowoleniu własnej świetności (potrafiłbym kilku wskazać), to jednak większość recenzentów musi myśleć podobnie. Powtarzam, co z habilitacjami?
Odpowiedź jest prosta – nic. Udajemy sobie, że habilitacje mają wpływ na rozwój czegokolwiek i zupełnie nie przeszkadza nam to że dyscyplina nie dość, że nie ma pojęcia o badaniach habilitanta, to na dodatek o samym habilitancie! Ależ, chciałoby się krzyknąć, on ma znaczny wpływ na rozwój ekonomii, inny socjologii, inny nauk o zdrowiu! Mamy to zagwarantowane prawem! i tak chodzą sobie po ulicach ci wszyscy wpływający. I mówiąc szczerze, przypominają mi przedszkolaków, którzy mają już dziewczyny, ale one o tym jeszcze nie wiedzą.
Wielokrotnie pisałem tutaj o tym, że znaczny wkład w rozwój nauki mają nieliczni, a przytłaczająca większość (prawie wszystkie?) nie ma i nie może mieć żadnego wpływu na nic, poza nadaniem stopnia doktora habilitowanego. Utrzymywanie tej nadętej definicji habilitacji jest tyle durne, co szkodliwe. Wszak ktoś jeszcze uwierzy, że ma ten wpływ, tylko go potem 'na Zachodzie’ sekują.
Pojawiła się niewielka częśc postępowań habilitacyjnych. Dostałem dziś maila w sprawie jednego z nich. Wkrótce napiszę.