Dziwak Goldacre

Na forum rozpoczęła się dyskusja na temat monotematyczności – mam nadzieję, że potrwa. Podobnie jak dwóch dyskutantów nie widzę zalet monotematyczności. Nie widzę w monotematyczności nic, co wskazywałoby, że habilitant ma większy czy mniejszy wpływ na rozwój dyscypliny (cokolwiek miałoby to znaczyć). W praktyce rzecz jasna kwestie są do pewnego stopnia pozorne. Szczególnie w naukach eksperymentalnych trudno o skakanie z tematu na temat w kolejnych artykułach. Jednak zakłądając, że to jest możliwe, dlaczego by nie? Dlaczego, powiedzmy, 5-7 artykułów w czołowych czasopismach na jeden temat jest lepsze od 5-7 artykułów na kilka tematów? Nie rozumiem tego zupełnie, poza oczywiście faktem, że kiedyś trzeba było pisać książki, a teraz już nie trzeba i zastąpiliśmy ksiązki cyklem monotematycznym, bo jednak 'książka to książka, jak kiedyś usłyszałem. Uwielbiam tautologie – zawsze przygważdzają mocą argumentu.

 

Druga rzecz, do której wracam na blogu, to przynależność dyscyplinarna wspomniana przez spryciurkę. Nie rozumiem, skąd ta waga przypisywana szufladkowaniu (poza okolicznościami pozaintelektualnymi takimi jak minimum kadrowe). Czy dorobek kandydata stanie się gorszy przez to, że kwalifikujemy go jako X, a nie Y? Czy publikacja w czołowym piśmie nagle staje się publikacją w poślednim piśmie? I na odwrót, czy publikacja byle gdzie nagle staje się mistrzostwem świata? Rozumiem oczywiście, że są różne standardy w dyscyplinach, ale od tego przecież są recenzenci, żeby ocenić dorobek habilitanta w konitekście jego specjalności czy tematyki badań. Oni dokonują oceny – co za różnica, jak zakwalifikujemy dany artykuł? Mnie zresztą interdyscyplinarność moich badań martwi, o czym pisałem już parę razy. A recenzent, który twierdzi, że nie zaliczy do dorobku części publikacji habilitanta, bo 'się liczy dorobek w dyscyplinie’ przeraża mnie!

 

Rozumiem oczywiście, że ustawa wymaga określenia wpływu na rozwój dyscypliny. Jednej. Z taką ustawą musimy żyć. Jednak warto pamiętać, że świat jest dużo bardziej interdyscyplinarny niż nasze ustawy. Na świecie robi się badania, w których ścisłowcy współpracują z humanistami. Niedawno wydana książka Bena Goldacre’a 'Bad Pharma’, choć popularnonaukowa, świetnie pokazuje badania na pograniczu medycyny, farmakologii i socjologii. Z jakiej to dyscypliny miałby się habilitować Goldacre, który z zawodu jest lekarzem, na dodatek psychiatrą,  filozofem i neuronaukowcem?  To sztywne trzymanie się dyscyplin jest przeżytkiem z epoki w nauce, która już dawno przestała istnieć!

 

I jeszcze na koniec w sprawie trwającej dyskusji na temat habilitacji. Cieszę się z niej bardzo. Problem w niej dla mnie jest taki, że krytykować obecnie istniejącą habilitację jest bardzo łatwo. Sam to robię na tym blogu. Dużo trudniejsze jest wypracowanie nowych zasad awansu podoktorskiego. Zniesienie habilitacji można zrobić z dnia na dzień. Wypracowanie rzetelnych procedur takiego awansu zajmie wiele miesięcy, a wprowadzenie w życie, kilka lat. I to o nich  zdecydowanie warto zacząć dyskutować!