Pojawiają się doniesienia, że zniesione zostanie minimum kadrowe. Dzięki temu będzie można wreszcie zwolnić 'leśnych dziadków’, i innych blokujących etaty ’emerytów’ i wreszcie zatrudnić młodych, trzydziestoletnich wilczków, ktorzy znają świat. Strasznie mnie wkurzają takie argumenty. A to dlatego, proszę sobie wyobrazić, że od trzydziestoletniego doktora nie za bardzo się już niczego nauczę, od emerytów jednak niejednego.
Wielokrotnie pisałem już, że irytuje mnie podważanie naukowców ze względu na ich wiek. Właściwie to nie – mnie to wk..wia. Przedstawianie każdego, powiedzmy, 70-latka jako zciecinniałego pierdoły jest tak samo durne jak przedstawianie każdego 30-letniego doktora jako wybitnego i charyzmatycznego intelektualisty i mędrca. Zastanawiam się, kiedy się nauka polska nauczy się, że wiek nie ma wiele wspólnego z tym, jakim jest kto naukowcem, badaczem, nauczycielem. I kiedy się do cholery nauczymy, że doświadczenie kilkudziesięciu lat prowadzenia badań i wykładów jest często (choć z pewnością nie zawsze) znacznie cenniejsze od przeczytania kilkudziesięiu artykułów w absolutnie superhiper czasopismach z potrójną przerzutką. Nawet z Ameryki!
Czy warto znieść minimum kadrowe? Nie mam zdania. Uważam, że są agumenty za i są argumenty przeciw. Uważam też, że 3 sekundy po jego zniesieniu zacznie się zmieniać struktura zatrudnienia na polskich uczelniach i okaże się, że młody i tani magister to dopieeeeero potrafi nauczyć. Pierwsze doniesienia o reformach ministra Gowina wskazują, że cofną nas one gdzieś do 18. wieku. Minimum kadrowe okaże się najmniejszym problemem.