Nie lubię listów otwartych, jak już pisałem niejednokrotnie. Jeszcze bardziej nie lubię zaangażowania nauki w politykę. Oto jednak widzę list otwarty, nad którym się zatrzymałem (pojawił się zarówno w Gazecie jak i w komentrzach pod poprzednim postem). Może dlatego, że jest odpowiedzią na wcześniejszy list.
Moje poglądy na zaangażówanie nauki w politykę partyjną nie zmieniły się. Nadal uważam, że to zły pomysł, co więcej, każde takie zaangażowanie uważam za przegraną całej nauki. Nikt nie wygrywa, wszyscy przegrywają, nauka polska traci na swym autorytecie jeszcze bardziej. Jednak rozumiem to, że list 15 naukowców był na poziomie tak żenującym, że należało mu dać odpór. No i 1300 polskich uczonych z kraju i zagranicy odpór dało. Oczywiście nie mam żadnych złudzeń – nowy list nie będzie miał żadnych konsekwencji. To po prostu sposób na powiedzenie Polsce, że bzdury, które wypisuje piętnastu, nie są poglądami powszechnymi. I chyba dobrze, że to powiedziano.
O polityce w nauce myślę zresztą od jakiegoś czasu. Oto jeden z wpisów na blogu prof. Pluskiewicza. Zgadzam się z anonimowym komentatorem pod wpisem. Nie można ignorować wyraźnie zaznaczanej opcji politycznej autora blogu. Skoro jest ona na tyle ważna dla profesora, że o niej pisze, to może (i podkreślam 'może’) być ona też ważna w innych sferach jego działalności profesjonalnej. Kto może być doktorantem prof. Plukiewicza być może jest pytaniem nie tylko akademickim.
Najlepsze życzenia na Nowy Rok!