Minister Gowin postanowił, że to on najlepiej podzieli dziedziny i dyscypliny naukowe. Bez tego, rzecz jasna, reforma powieść się nie może. To obecny minister wie najlepiej, w jaki sposób sklasyfikować naszą działalność. Wielokrotnie pisałem o podziale dyscyplin naukowych i przynależności dyscyplinarnej. Ten wpis jest więc jedynie spełnieniem kronikarskiej powinności. Bez większej nadziei, że ktoś się jednak stuknie dyscyplinarnym młotkiem.
No więc ad usrandum: podział na dyscypliny ma i powinien mieć jedynie charakter opisowy. Jest to sposób na to, by ogarnąć działalność naukową człowieka. Niestety, w nauce polskiej, podział na dyscypliny ma charakter preskryptywny. To podział, który mówi nam, jakie dyscypliny istnieją, a przez to, w jakich dyscyplinach w ogóle można prowadzić badania czy uzyskiwać stopnie. Co więcej, podział dyscyplin będzie miał wpływ na to, kogo i do jakiego minimum kadrowego będzie można zaliczać. Tak jak wcześniej minister Kudrycka przesunęła pedagogikę do nauk społecznych, tak teraz min. Gowin przesunie na przykład nauki medyczne do medycyny. Te pierwsze znikną.
Po co to robić? A bo ja wiem? Może min. Gowin chce przesuwać maukowców po dyscyplinach, jak kiedyś Stalin fajką dywizje na mapie? Zmiana podziału dscyplin nie ma większego naukowego sensu. Ot, minister pokaże, że może. A może minister kupił sobie fajkę?