Dziś znów o UW. W czerwcu napisałem o habilitacji (linka do Jaki jest pana prawdziwy cel?) z wyjątkowo kreatywnym sposobie na nieuczciwość akademicką. Habilitant bowiem tłumaczył cudze teksty, przedstawiał je jako całe akapity, oczywiście bez cudzysłowu, ale dawał na końcu przypis. W ten sposób pisał całe strony swej habilitacji, a cały jego wysiłek to było…tłumaczenie.
Uniwersytetowi Warszawskiemu, tej latarnii morskiej polskiej nauki, tej wieży z kości słoniowej, tej axis mundi, to jakoś nie przeszkadzało. Habilitant jest już doktorem habilitowanym, w mediach się wypowiada, a pies mydło zjadł. Niestety (dla UW), psu się jednak odbiło i zaczął zwracać….nie tylko mydło.
Otóż okazało się, że wobec habilitanta wszczęto postępowanie, by wyjaśnić, jakimż to diamentem najczystszej akademickiej wody on jest. Jednak coś z tą czystością musi być nie tak, bo raportu jak nie upubliczniono, tak nie upubliczniono….
A ja z kolei dostałem właśnie pismo, które grupa pracowników UW (słusznie zatroskanych o dobre imię swej uczelni) zwraca się do samego rektora o tegoż raportu upublicznienie. Skoro o sprawie w gazetach było, ba, było na blogu habilitanta2012!, to może warto by wreszcie stwierdzić jasno, jak to dokładnie jest z tym wkładem własnym we własną książkę habilitanta.
Wirtualnie więc również podpisuję się pod pismem do rektora, będąc pewnym zesztą, że raport zostanie opublikowany niezwłocznie. No chyba że Jego Magnificencja uzna, że pytania i odpowiedzi w sprawie wkładu własnego w we własną książkę są tak zabawne, że można paść ze śmiechu.
Panie Rektorze! Panie Alojzy, że sobie pozwolę, Damy radę. Nie padniemy, upubliczniaj Pan!
I tutaj naszła mnie refleksja. Potencjalny i domniemany plagiat pracownika UW jest jak pchła na grzbiecie wilka. Taki plagiat, choć oczywiście lepiej by go nie było, jest nierelewantny. Jednak jeśli plagiat zostanie zamieciony pod dywan, jeśli zostanie ukryty, z tej pchły może stać się czymś zgoła większym. Nie, nie zje od razu wilka, UW to za duża i za stara wadera, jednak pokąsać go może. A wylizywanie ran trochę potrwa, polowania będą trudniejsze, a i reszta watahy nie będzie zbyt szczęśliwa. Warto upublicznić.
Panie rektorze, Pana ruch. Obiecuję napisać i zatweetować, cokolwiek Pan zrobi. I coś czuję, ze tweetów i retweetów będzie legion. Na cały świat.
Czy można prosić o więcej listów z innych uczelni….?