Niedawno rozmawiałem o poziomie habilitacji i padło pytanie o to, ile z postępowań zakończonych pozytywnie powinno było paść. Jestem ostrożny w takich ocenach wyrażanych publicznie – wszak mówimy o karierze czy życiu bardzo konkretnych osób. Jednak bez wątpienia są takie postępowania, które nie powinny się były zakończyć sukcesem. Recenzenci nie widzieli czy też nie chcieli widzieć mniej czy bardziej oczywistych słabości dorobku. Ile jest takich postępowań? Mówiąc szczerze, więcej niż bym oczekiwał.
Pojawia się tu jednak ponownie kwestia kryteriów oceny habilitanta. Innymi słowy, czy owe błędy habilitacyjne odbiegają od normy habilitacyjnej w Polsce, czy też odbiegają od poziomu, który prezentuje uczony na odpowiednim rozwoju kariery naukowej w nauce międzynarodowej. Z tego się oczywiście rodzą kolejne pytania: jak oceniać, jakie kryteria przyjąć. Warto przecież zwrócić uwagę, że ustawa nie oczekuje od habilitanta znacznego wkładu w rozwój dyscypliny w Polsce, ale w rozwój dyscypliny, kropka.
W najbliższym czasie habilitacja nie zostanie zniesiona. Marzy mi się więc to, by stanowiła zaporę jakościową. Chciałbym, by kiedyś habilitacja stanowiła gwarancję (na tyle, na ile jakaś procedura może stanowić gwarancję) jakości. Póki co, habilitacji bardzo daleko do tego.