Habilitacja obwoźna

I znów nasza perła w koronie, śmietanka na śmietanie, Uniwersytet Warszawski oraz niezawodna Rada naukowa dyscyplin nauki o polityce et consortes. Rada obradowała, a ja tak czytam i czytam i nie do końca wierzę, że to czytam.

Oto protokół obrad rzeczonej rady, w którym polecam Państwu punkt czwarty. W tymże punkcie Rada energicznie debatuje nadanie habilitacji habilitantowi, kiedy to jeden z radny zadaje następujące pytanie:

czy komisja habilitacyjna zauważyła, że książka autorstwa habilitanta de facto nie funkcjonuje w obiegu naukowym, gdyż nie można do niej dotrzeć standardowymi sposobami. Nie jest ona dostępna w żadnej księgarni internetowej, nie można jej odnaleźć w żadnym repozytorium w formie pliku PDF nieodpłatnego czy odpłatnego, nie ma jej również w serwisie e-ISBN Biblioteki Narodowej, chociaż zapewne został jej nadany numer ISBN. Wydawcy, jak i autorzy są zobowiązani do przekazywania egzemplarzy obowiązkowych i książki powinny się znaleźć przynajmniej w wybranych bibliotekach naukowych. Książki dr. Zheltovskyego nie można znaleźć w Bibliotece Narodowej, w Bibliotece Jagiellońskiej czy w Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego, ani w żadnej innej bibliotece naukowej w Polsce. Jedynym wyjątkiem są egzemplarze w Akademii Humanistycznej w Pułtusku. 

Powiedziałbym: ups (i nie chodzi mi o znaną firmę kurierską). Niesforny radny wywołał dyskusję, którą szczególnie polecam osobom, które akurat mają nastrój zdołowany (o co nie trudno, powiedzmy sobie szczerze).

Najpierw odpowiedział prof. Raś, który zapewnił, że

wszyscy członkowie komisji otrzymali egzemplarz monografii, która stanowiła zgłoszone główne osiągnięcie naukowe

Uff, pomyślałem, no ale nakład w postaci 7 egzemplarzy dowiezionych z University of Pułtusk Press do komisji, to jeszcze nie książka. Mówimy tu na razie o praktykach wydawniczych znanych z tak zacnych oficyn jak Wydawnictwa  Szwagier, Kuzyn oraz Ciotka Krysia czy Warsaw Garage Editions.

Tu nagle pojawiła się postać Czatu, na którym inny radny stwierdził, że

 dostępność publikacji to sprawa wydawców, którzy niestety nie wywiązują się z obowiązku rozpowszechniania wydawanych przez siebie pozycji. Natomiast druga kwestia nie została podniesiona w toku postępowania habilitacyjnego.

I trzeba przyznać rację prof. Wierzbickiemu, który gani w/w wydawnictwa, ale przyznajmy, że aż tak to nikomu się z Pułtuska po księgarniach jeździć nie chce, zresztą pan Kazik, kierowca, akurat był na zwolnieniu, a z internetem w Pułtusku ciężko. Jeśli więc ktoś chce kupić dzieło dr.Zheltovskyego, niech nabędzie drogą kupna bilet do Pułtuska i zakupi w garażu dzieło. Jakby garaż był zamknięty, trzeba walić zostawioną przed garażem gazrurką, wtedy Pani Wandzia przyleci klienta obsłużyć. 

Cennym głosem w dyskusji były słowa prof. Tośka, który radnych zapewnił, iż dzieło habilitanta ma ISBN i zostało wydane oficjalnie.

Zacząłem się zastanawiać nad oficjalnością wydania i gdzie jest jej granica. Zacząłem podejrzewać, że książka wydana nieoficjalnie to po prostu wydruk maszynopisu w kawiarence internetowej, bo autorowi akurat skończył się tusz w drukarce, a zamowienie z internetu dopiero  w drodze.

Szczególnie docenił, mówiąc szczerze, interwencję dyskusyjną prof. Bielenia, który

Prof. dr hab. Stanisław Bieleń zaproponował, by wrócić do dobrej praktyki i obyczaju, kiedy istniały jeszcze kolokwia habilitacyjne, by to habilitant roznosił książki wszystkim członkom Rady z prośbą o przyjęcie i zapoznanie się. Prof. Bieleń zaznaczył, że autor publikacji często sam musi zadbać o to by, książka trafiła do różnych bibliotek.

Podkreśłiłbym wielkoduszność Pana Profesora, który mógł jeszcze zaproponować, żeby habilitant odpalił członkom Rady jeszcze jakiś tomik w gratisie. A nie zaproponował.

I choć propozycja prof. Bielenia robi z habilitanta jeszcze większego jelenia, bo koszty habilitacji rosną znacznie, szczególnie przy radach liczniejszych, jednak habilitant powinien się wykazać zaangażowaniem znacznym, gdy przystępuje do postępowania.

Rozważyłbym więc jakąś książkę w gratisie. Może coś innego z University of Pułtusk Press Global GmbH LtD Ink Pink & Ultramaryna.

Smutkiem zawiało jednak, gdy Przewodnicząca Rady

poinformowała, że zdarzają się problemy, by uzyskać od habilitantów przynajmniej osiem egzemplarzy dorobku. Istnieje nawet wykładnia, że już jeden dostarczony egzemplarz wystarczy.

Pytanie „Jak żyć?!” staje się małym piwem wobec pytania, które z pewnością nad Radą Dyscyplin Kilku zawisło:

Jak habilitować?!?!?!?!

I tak to Rada obradowała. Habilitacji nie nadała (nie jest dla mnie jasne, dlaczego nie nadała), Czat musiał się zmęczyć, gdy prof. Wierzbicki ciągle na nim siedział, a sądząc po wynikach głosowań, w radzie nastąpił bolesny podział.

Morał tej historii jest następujący. Habilitanci, którzy wydają – i to oficjalnie, a nie byle jak – książki w tak dostojnych wydawnictwach jak dr. Zheltovsky, muszą zapewnić sobie transport. A to dlatego, że będą musieli wziąć egzemplarze swego dzieła (często okupionego potem, krwią i łzami) i będą musieli wziąć się za bary z komiwojażerką akademicką. I do tej Biblioteki Jagiellońskiej i kilku innych ważnych bibliotek karnąć się będą musieli. 

Tu od razu apel do bibliotek. Może warto by wyznaczyć miejsce parkingowe dla podróżujących habilitantów oraz maksymalnie usprawnić procedurę przekazywania im dzieł (wszak za chwilę będą to dzieła z odznaką znaczącego wkładu w dyscyplinę). Żeby taki habilitant,  jak zacznie rano  w Pułtusku, przez Warszawę i Kraków, do wieczora może i do Wrocławia się wyrobił.  Potem już tylko Poznań, Gdańsk i już z powrotem przez Łódź (centrum pedagogiki galaktycznej) do Pułtuska.

Rada Doskonałości i Piękna powinna się z kolei w trybie pilnym zająć stworzeniem listy bibliotek, do których habilitant będzie musiał się udać (czy osobiście – kwestia otwarta). Czy na przykład będzie musiał zawitać do takich Katowic, Zielonej Góry, Szczecina i Bydgoszczy. Nie mówiąc o Białymstoku i Lublinie na rubieżach. Apeluję jednak do Rady, by uwzględniła, że benzyna za darmo nie jest, a i koszty eksploatacji transportu kołowego w dół nie idą!

Myślę, że mogę w imieniu wszystkich serdecznie pogratulować Radzie owocnych i doniosłych obrad. Dzięki nim znacznie wzrośnie mobilność polskich uczonych, a szczególnie, co pożądane w stopniu wysokim, polskich habilitantów.

Na koniec się zacząłem zastanawiać, czy na obrady rady, Państwo Radni, wchodzą przez jakiś Stargate czy są teleportowani do ich świata równoległego. Tak z ciekawości tylko pytam.