Habilitacja za punkty

Postanowiłem w krótkich słowach powiedzieć, dlaczego jestem przeciwny habilitacji przyznawanej (automatycznie) za osiągnięcie pewnej ilości punktów. Powodów jest kilka i żaden z nich nie dotyczy sensownego argumentu forda.ka o tym, że procedura habilitacyjna 'przegniła’, z czym w dużym stopniu się zgadzam. Otóż jestem przeciwny habilitacji za punkty z następujących powodów.

 

1. Niepraktyczne, a może nawet jest niemożliwe ustalenie pułapu punktacji, którą powinien uzyskać habilitant. Takie zadanie wymagałoby ustalania punktacji dla pod-sub-dyscyplin. Nie dość, że to praktycznie niewykonalne, to na dodatek wprowadzałoby całą masę wątpliwości co do sprawiedliwości procedury.

2. Punktacja musiałaby dotyczyć innych elementów dorobku (choćby konferencji), których od nas się wymaga (pole do nadużyc byłoby nieograniczone!).

3. Należałoby ustalać masę możliwych kombinacji punktowych: wszak 20 tekstów za 5 punktów to znacznie mniej w dorobku niż 2 za 50.

4. Nadal uważam, że tacy Crick i Watson powinni dostać habilitację za swój tekst, pomimo tego, że punktów to oni nie mieliby.

5. I wreszcie kluczowy powód: cały świat, jaki znam, radzi sobie z recenzjami. Czy rzeczywiście polscy uczeni nie są w stanie wypracować rzetelnej i godnej zaufania procedury? Świat nam mówi, że to się da zrobić. Czy rzeczywiście powinniśmy tak daleko odejść od praktyk akademickich na świecie? Moim zdaniem, nie.

 

I na koniec: punktowy dorobek pokazałby, jak kompletnie żałosna jest nauka polska! Pokazałby kompletną porażkę procedur awansowych. Ja nadal chcę myśleć, że pracuję wsród ludzi, których znaczna część jest w stanie napisać rzetelną recenzję, a ci którzy ją oceniają, są w stanie rzetelnie ją ocenić. Niestety, procedury habilitacyjne wymagają naprawy, choćby dlatego, że, jak napisałem wczoraj, 'nikt’ im nie uda. Jak je naprawić, nie wiem. Ale też nie jestem ministrem, ani członkiem CK. Chcę myśleć, że im ten problem spędza sen z oczu!