Postanowiłem w ten sposób odpowiedzieć na komentarz pod przedostatnim postem. Nie chcę udzielać rad, chcę się zastanowić przez moment, czy trudno jest zrobić habilitację.
Oczywiście mógłbym powiedzieć, że nie wiem – wszak jeszcze jej nie zrobiłem. I cały ten proces może się jeszcze skończyć wielką katastrofą, wcale nie jest to takie niewykluczone. A im dłużej przyglądam się temu procesowi, tym więcej widzę jego wad i problemów i gdyby nie to, że 'trzeba zrobić habilitację’, to bym to w diabły rzucił. Moja naiwność badawcza skończyła się w momencie tej decyzji. Teraz to jest już robienie habiiltacji i nic więcej.
Jednak zakładam, że to nie o to chodzi. Czy trudno zatem jest dojść do momentu, w którym zaczyna się pisać autoreferat? I tak i nie. Nie mam poczucia, że było strasznie trudno, z tysiącem wyrzeczeń. Przecież wiedziałem, w co się pcham. Wiedziałem, że nie będę zarabiać kroci, wiedziałem, jak jest na uczelni. Czasem było lepiej, czasem gorzej. Ale naprawdę trudno było z jednym. Trudno było z frustracją odwalanych tesktów w dobrych czasopismach. Szczególnie na początku drogi, gdy tych odrzuceń było więcej i choć była wymówka niedoświadczenia, wieku itd., za każdym razem bolało. A gdy się patrzy wokół siebie, na ludzi, którzy idą po linii (naj)mniejszego oporu, ta frustracja jest jeszcze większa, potęgowana spojrzeniami ze skrywanym politowaniem.
Ale, i warto o tym pamiętać, satysfakcja, która w pewnym momencie przychodzi, jest tym większa. I dzisiaj wiem, że było warto, co więcej wiem, że inni tak myślą. I to jest pycha. Czy było trudno? No było, ale się opłaciło.
Życzę ci, marno84, żebyś znalazła w sobie tyle siły, by wyjść z powiatu, może najpierw do województwa, a jak już zasmakujesz tam tego centrum handlowego (pardon: galerii), to będziesz chciała zrobić zakupy u Harrodsa. Powodzenia!