Jest jednak jeszcze druga część pytania o sensowność habilitacji. Co testuje habilitacja? Co mówi nam stopień? Jak wielokrotnie pisałem, jestem przekonany, że przytłaczająca większość habilitacji nie ma żadnego wkładu (nie mówiąc o znaczącym) w rozwój swych dyscyplin. W najlepszym przypadku, w większości w naukch ścisłych, habilitanci mają dorobek skłądający się z kilku przyzwoitych artykułów. Czy ktoś zauważyłby ich brak? Czy w nauce pozostałaby wielka wyrwa? Bardzo w to wątpię.
A co z samodzielnością? Czy doktor bez habilitacji nie jest w stanie promować doktoratu? Ależ oczywiście, że jest – tysiące poza Polską robią to z powodzeniem. Czy ja nie mogłem tego robić pół roku temu? Ależ oczywiście, że mogłem, habilitacja tego wcale nie potwierdziała, bo przecież recenzenci tego nie oceniają.
To co daje nam habilitacja? No daje to samo, co dają podobne procedury na świecie. Daje odpowiedź, czy habilitant 'powinien dostac habilitacje’. Tylko tyle. Nie ma żadnego wkładu, nie ma żadnej samodzielności, jest przynależność do klubu i związany z tym zawans. I nic w tm złego. Problem raczej z tym, że przynależność do klubu daje korzyści, które ze stopnia nie wynikają.
Ale to te korzyści i przywileje są kluczowe, bo to one są związane z systememe nauki. Można jednk powiedzieć chyba, że habilitacja jest utrzymywana przez system nauki, który jej wymaga. Habilitacja jest wg mnie skutkiem problemów, a nie ich przyczyną.