Konfrontacje

Z dużą nieuchronnością zbliża się koniec postępowania. Zupełnie to sobie inaczej wyobrażałem.

 

Przyznam szczerze, że jednym z  powodów, dla których uważam, że kolokiwum habilitacyjne jest nieużyteczne, są właśnie nerwy. Co prawda ustawa nie narzucała konieczności stoickiego spokoju na kolokiwum, jednak strasznie łatwo się zdenerwować i poszpotać. Czy boję się tego? Pewnie trochę tak, szczególnie, że idę się bronic, a nie dyskutować. Wydaje mi się, że o ile kolokwium zawsze miało naturę konfrontacyjną, tak rozmowa z nowej procedury jest konfrontacyjna jeszcze bardziej. Habilitanta się nie prosi, bo się chce go poznać, ale dlatego, że jest problem.

 

Oczywiście rozumiem konfrontacyjność procedur akademickich. Obrona pracy dokotrskiej to wydarzenie oparte na starciu opozycji, podobnie zresztą jak kolokwium habilitacyjne. Ba, każda konferencja to potencjalna konfrontacja z trudnym pytaniem. Rozumiem to, oczywiście i nie chcę napisać apleu o zlikwidowanie obron doktorskich. Mam jednak wrażenie, że to właśnie wokół habilitacji konfrontacji jest najwięcej. Może dlatego, że jest to kluczowy stopień. A moze dlatego, że habilitant nie jst już adeptem nauki, 'podlotkiem’ naukowym. I konfrontacyjność potencjalnie bardziej boli. Nie wiem.

 

Tak czy owak finiszuję ze starganymi nerwami. W głowie odgrywam dziesiątki scenariuszy, od ultrapozytywnego, do bardzo negatywnych. Oj chciałbym, żeby sie już zakończyło czekanie. Na długo mi to postępowanie zostanie. I pewnie włąśnie o to chodzi: żebym bardzo bardzo docenił.