Krok w bok

Oto artykuł, którego autor proponuje postawienie 'małego kroku ku normalności’. Autor wychodzi od przesłanki, że nie sposób precyzyjnie określić udziału procentowego poszczególnych autorów i wskazuje, że liczby podawane w dokumentacji habilitacyjnej często brane są z sufitu. Proponuje więc, by procentowy udział autorów artykułu zawsze określać tak samo. A zatem, by wklad w napisanie publikacji był zawsze wynikiem dzielenia 100 proc. przez liczbę autorów. Udział W napisanie publikacji autora, który ma dwóch wspólautorów zawsze będzie określany jako 1/3. W ten sposób, mówi autor, pójdziemy ku normalnosci, szczególnie jeśli zrozumieją to fizycy.

 

Artykuł to ciekawy przykład rozumowania, które oparte jest na prawdziwej przesłance, jednak dochodzi do fałszywych wniosków. Nie jestem pewien też, dokąd idzie autor, mi z nim nie po drodze, bo pomysł z normalnością nie ma nic wspólnego. Tak, rzeczywiście, określanie procentowego udziału w napisanie artykułu to fikcja. Niektórzy moi współautorzy wspomagali mnie podając jak najniższy udział procentowy w napisane wspólnie artykuły, robiłem to również ja wobec habilitujących się współautorów. Kompletna fikcja. Jednak autor artykułu w Pauzie proponuje zastąpienie tej fikcji inną fikcją.

 

Równanie udziału procentowego wszystkich współautorów jest równie nonsensowne, jak określanie jego zróżnicowania. Nie wiem, jak autor, jednak mam publikacje, których motorem i wykonawcą byłem przede wszystkim ja, a współautorzy byli czasem mniej, czasem bardziej ważnym ale tylko dodatkiem.  Propozycja zrównania wysiłku, który jest większy niż wysiłek wszystkich innych współautorów razem wziętych, jest nonsensem, a na dodatek niesprawiedliwością. To już wolę sufitologię habilitacyjną, bo przynajmniej pozwala na oddanie tego, że ja się napracowałem najbardziej.

 

Jedynym krokiem ku normalności byłoby oczywiście zniesienie tych idiotycznych udziałów procentowych! Skoro już muszą być oświadczenia o wkładzie, to powinny być opisowe – zrobiłem to, to, to i to, podobnie jak w wielu międzynarodowych czasopismach. Skoro już muszą być oświadczenia wszystkich współautorów (to jest dopiero głupota!), to starczyłoby, gdbyby współautorzy akceptowali opis mojego udziału. To naprawdę jest bardzo proste i wydawałoby się, że inżynier budownictwa wodnego móglby to zrozumieć.