Kryteria uznaniowe

Ostatnio znów naszła mnie refleksja na temat znacznej (może i ogromnej) różnorodności postępowań habilitacyjnych. W ramach tej samej dyscypliny habilitują się ludzie ze znacznym dorobkiem międzynarodowym, a obok nich ten sam stopień uzyskują habilitanci z dorobkiem jedynie lokalnym, który trudno określić inaczej niż mierny. Tych pierwszych uznano by za odpowiednich na równoległe stanowisko na wielu uniwersytetach na świecie. Ci drudzy nie mieliby na to najmniejszych szans.

 

Naszła mnie ta refleksja, bo niedawno mój znajomy pracujacy na uniwersytecie w Kanadzie wreszcie dostał profesurę. Mówię 'wreszcie’, bo jego dorobek (w dyscyplinie, którą reprezentuje) jest imponujący. To dobrze ponad setka artykułów jedynie w dobrych lub bardzo dobrych czasopismach międzynarodowych, a suma grantów, które uzyskał, to kilka milionów dolarów.

 

Zapytałem go, dlaczego tak długo musiał czekać na profesurę. Otóż dlatego, odpowiedział, bo uniwersytet chce mieć pewność, że on będzie uznawawany za profesora również przez inne porządne uniwersytety (w Kanadzie i poza). Jego uczelnia nie chce się narazić na śmieszność przyznając profesury ludziom z dorobkiem wątpliwym czy nawet na granicy. I woli poczekać, by dorobek nie budził wątpliwości.

 

No i dorobek kolegi nie budził najmniejszych wątpliwości, a taka zasada 'uznawalności’ to doskonała zasada. Myślę, że warto by się zastanowić nad nią w wypadku nadawania habilitacji. Myślę również, to też ciekawa refleksja dla habilitantów.