Lista hipokryzji

Czas na wpis o Słowacji. Wpis zainspirowany został artykułem czaspisma Wprost o znamiennym tytule „Lista wstydu nauki polskiej”.  W odpowiedzi  ja napiszę wpis o, mam nadzieję, równie znamiennym tytule „Lista hipokryzji”.

 

Kampania przeciwko słowackim habilitacjom trwa od dawna, co rusz ktoś sie oburzaa na kolejne stopnie nadawane u sąsiadów, a prof Śliwerski na swoim blogu systematycznie grzmi przeciwko habilitacjom, które kalają polskie gniazdo naukowe. Muszę przyznać, że z wieloma argumentami Profesora trudno się nie zgodzić. Ludzie jeżdżą na Słowację nie dlatego, że tam taki wysoki poziom, ale dlatego że tam łatwiej.

 

Jednak cała ta kampania nie odpowiada na jedno kluczowe, moim zdaniem, pytanie. A co robicie z poziomem habilitacji polskich? Otóż to, co mnie irytuje w dyskusji nad habiitacjami słowackimi (która zahaczyła nawet poziom ministerialny), to to, że wiele argumentów, które wytacza się przeciwko importowanym doktorom habilitowanym, można zupełnie spokojnie wytoczyć wobec habilitacjom polskim.

 

Czy polska habilitacja daje gwarancje jakości i rzetelności procesu recenzyjnego? Oczywiście, nie. Czy może daje gwarancje stosowania kryteriów z ustawy i rozporządzenia? Oczwyiście, też nie. A może wreszcie habilitacje polskie są po prostu sprawiedliwe i uczciwe? Bardzo proszę mnie nie rozśmieszać! W polskiej habilitacji jak w soczewce skupiają się wszelkie patologie polskiego życia naukowego.  Od szefa, który wstrzymuje, przez niecuczciwe i ignoranckie recenzje, do akceptowania nieuczciwości naukowej i hurtowych spółdzielni recenzyjnych pod egidą Centralnej Komisji.

 

Patrzę na polskie postępowania habilitacyjne od mniej więcej 5 lat. I, mówiąc szczerze, jasny szlag mnie trafia, gdy widzę kolejną filipikę pedagogiczną czy dziennikarską na temat habilitacji na Słowacji. Otóż zupełnie nie interesuje mnie to, co się tam dzieje, interesuje mnie bowiem to, co się dzieje w habilitacjach polskich. Niech sobie Słowacy łby urywają habilitacyjnie, a polscy doktorzy niech sobie tam jeżdżą, ile tylko im się podoba. Zaiste, gdy patrzę na polskie habilitacje choćby z pedagogiki, słabszego poziomu naukowego nie sposób sobie wyobrazić. I Słowacja naprawdę nam wielu szkód nie robi, nawet jeśli z dna robi dno trochę głębsze.

 

A więc, jeśli miałaby powstać lista wstydu nauki polskiej, to ona powinna dotyczyć polskich habilitacji, polskich recenzentów, polskich recenzji, polskich plagiatów. A jak się już z tym wszystkim uporamy, jak nieuczciwość recenzencka obłożona będzie banicją, wtedy zajmijmy się habilitacjami na Słowacji. Dopóki tego nie zrobimy, przychodzi na myśl przysłowie o źdżble i belce w oku.

 

Przychodzi też na myśl to, ze habilitacje na Słowacji wymykają się spod kontroli naczelników polskich dyscyplin naukowych, którzy ani nie mogą sie poznęcać nad habilitantami, ani też nie mogą zarobić na tych wszystkich postępowaniach. I to jest dopiero lista wstydu!