Kolejne ciekawe postępowanie. Trzy pozytywne recenzje, które najlepiej czytać w zestawieniu z uzasadnieniem decyzji. Otóż okazuje się, że artykuły podane przez habilitanta….nie istnieją. Kilkanaście artykułów wykazanych przez habilitanta nie istnieje! Tak po prostu. Nieistnienie jednego zostało potwierdzone przed redaktora naczelnego pisma.
Podsumowanie tego postępowania stwierdzeniem, że wstyd umarł, zdecydowanie nie oddaje tego, co się stało. Bo to jest mistrzostwo świata!
Ale mam pytanie w związku z tym. Czym zajmowali się recenzenci? Przecież skoro tych artykułów nie ma, to oni nie mogli ich dostać! Nie przyszło im do głowy, żeby sprawdzić? Wszystkim trojgu? To kto wpadł na genialny pomysł, żeby jednak sprawdzić, czy artykuły istnieją? I za co recenzenci wzięli honorarium? Czy mieli jakąś refleksję, gdy już się dowiedzieli? Wstyd im było?