Ile recenzji (doktorskich, habilitacyjnych, profesorskich) może napisać profesor? To wręcz centralne pytanie w dyskusjach na temat postępowań habilitacyjnych, a w szczególności jednego postępowania. Czy pisanie wysokich kilkuset recenzji to oznaka pracowitości, a na dodatek zaufania środowiska? Czy na odwrót – może napisanie kilku recenzji to dowód na brak poważania wśród kolegów profesorów?
Na pierwsze z pytań oczywiście nie ma nie ma odpowiedzi. Nie da się powiedzieć, że można napisać 10, 20 czy 50 recenzji w ciągu całego życia profesjonalnego. Jestem pewien jednak, że gdzieś taka granica jest, choć na pewno trudno ją jednoznacznie określić. Jest to jednak granica, po przekroczeniu której dyscyplina staje się półprywatnym folwarkiem recenzenta, w którym ludzie badają i piszą to, co temuż recenzentowi (lub ich grupie) się spodoba. To, czy recenzje są rzetelne, jest wtórne, bo nawet jednoosobowej rzetelności może być za dużo. Jakkolwiek cenne by były uwagi w tych recenzjach, są to uwagi tylko jednej osoby, która jakkolwiek genialna by była, nie powinna swojej genialności narzucać innym.
Czy więc kilkaset recenzji to pracowitość? Według mnie nie. Moim zdaniem to brak wstrzemięźliwości w chęci wpływu na dyscyplinę. I nie chcę powiedzieć: niepohamowana chęć kontroli….. Wstrzęmięźliwość jest cnotą, cnotą szczególną wydaje się być wstrzemięźliwość recenzyjna.
Jest oczwyiście dodatkowy aspekt (wysokiej) wielorecenzyjności. Niby nieważny, ale jednak nie sposób go nie zauważyć. Otóż recenzje są płatne i to nieźle. I choć chcę myśleć, że podejmując się napisania recenzji, recenzent rozważa głównie meritum sprawy, takie myślenie jest chyba jednak naiwne.