Na górze róże…

W komentarzu pod poprzednim wpisem @panibuka odnosi się do innego postępowania habilitacyjnego  na Wydziale Filozofii i Socjologii UW. Postępowanie, moim zdaniem, jest z nieco innej półki niż omawiane poprzednio, ale rzeczywiście recenzje (które nadal nie są dostępne publicznie) są przykładem dość negatywnych ocen z wręcz entuzjastycznymi konkluzjami, w tym wskazującymi na wybitność habilitanta. Nie mnie jednak oceniać, czy habilitant jest wybitny.

 

Zwrócił moją uwagę jednak opis dorobku habilitanta w jednej z recenzji. Oprócz wymienienia np. artykułów za całe 44 punkty, jedna z recenzentek (p. prof. Joanna Hańderek z UJ) dodaje, moim zdaniem informację kluczową. Otóż habilitant napisał 3 recenzje książek, w tym – mój zachwyt rósł z każdą chwilą lektury recenzji – dwie recenzje książek francuskojęzyccznych! Oh là là, chciałoby się krzyknąć z francuska. Ale to nie koniec! Do dorobku publikacyjnego recenzentka dodaje dwie recenzje artykułów w dwóch czasopismach polskich, o czym, jak się zdaje, musiał poinformować w dokumentacji habilitant.

 

I ja się tu zacząłem zastanawiać nad tym, gdzie się kończy granica dorobku naukowego dla recenzentów z filozofii. Bo jeśli się liczą recenzje książek, to właściwie można by również napisać, że habilitant pisze pamiętnik, a także robił gazetkę ścienną. Mam przy okazji wrażenie, że przekroczone zostały granice śmieszności, co nie jest dyskontowane różnicami dyscyplinarnymi. To, że habilitant czyta po francusku, a jego koledzy z instytutu poprosili go raz o recenzję (czasopismo „Stan rzeczy” jest wydawane 'u habilitanta’) za żadne skarby nie chce mi wejść do dorobku habilitacyjnego, ani do żadnego innego zresztą. Staram się zrozumieć, dlaczego habilitant (chyba) informuje o tym, że napisał dla kolegów recenzję, ale dlaczego pisze o tym recenzentka nie rozumiem i zrozumieć się nie staram.

 

Niedawno napisałem, że dobrze by było, gdybyśmy sami zaczęli się szanować. Dodam tutaj, że można by zacząć od tego, żeby na poważnie traktować dorobek naukowy habilitanta. Zaproponowałbym przy okazji, że takie dzieła habilitantów jak:

  • listy zakupów
  • wpisy do pamiętników
  • wielorakie i niejednorodne zapiski leżące w szufladzie
  • ogłoszenia drobne itp, itd.

 

do naukowego dorobku habilitanta nie wchodzą i nie warto o nich w recenzjach wspominać.