W dyskusjach nad słowackimi habilitacjami pojawiła się sprawa dyscyplin, w których uzyskiwane są stopnie za południową granicą. Część stopni ze Słowacji uzyskiwanych jest w dyscyplinach, które nie są uznawane za dyscypliny w Polsce. A ja zwracam na to uwagę, bo po raz kolejny ujawnia się absurdalność ministerialnego spisu dyscyplin, który powstaje na podstawie decyzji ministra.
Sporządzanie listy dyscyplin naukowych, które są uznawane w nauce krajowej, jest nonsensem. Dyscyplina naukowa nie powstaje po 'fiat’ ministra, ani nikogo innego. Podobnie zresztą, to, że pedagodzy uznają, że logopedia nie jest dyscypliną naukową, nie ma żadnego wpływu na status logopedii. I wreszcie, czy naprawdę zarządzający nauką polską nie widzą absurdalności sytuacji, w której dyscyplina 'znika’ w Polsce?
Przez wiele wpisów na tym blogu przewija się motyw kontroli nauki i naukowców. Ustalanie, w jakich dyscyplinach wolno w Polsce prowadzić badania czy zdobywać stopnie naukowe, jest jednym z przejawów takiej kontroli. Choć absurdalna, chęć kontroli przez ministerstwo jest zrozumiała. Lista dyscyplin ma bezpośredni związek z ustalaniem minimów kadrowych czy praw do nadawania stopni. Jednak nie rozumiałem i nie rozumiem nadal tego, że przedstawiciele jednej dyscypliny nie chcą dopuścić do utworzenia innej (pisałem 14 marca). Czy naprawdę powiedzenie grupie ludzi, że mogą sobie nagwizdać, daje aż taką satysfakcję?