Nędza i rozpacz

W jednym z ostatnich wpisów zacytowałem następujący fragment recenzji habilitacyjnej:

 

(habilitant) nie zna i nie potrafi poprawnie zastosować metod badawczych, ani dokonać świadomej i uzasadnionej selekcji źródeł.

 

W recenzji linkowanej pod ostatnim wpisem przez trzy.14 znajdujemy zdanie następujące:

 

w autoreferacie przygotowanym przez kandydatkę mamy do czynienia z zastraszającym brakiem zrozumienia tego co jest istotą pracy naukowej.

 

Choć tego typu krytyka nie jest częsta, to jednak trudno ją uznać za wyjątkową. Co rusz w recenzjach habilitacyjnych można się natknąć na krytykę, która wskazuje, że habilitant nie posiadł podstawowych kompetencji w projektowaniu, prowadzeniu czy podsumowywaniu badań naukowych. Habilitantom zarzuca się wręcz szkolne błędy metodologiczne, nie mówiąc o umiejętności refleksji czy krytycznym spojrzeniu na badania własne czy innych.  

 

Problem w tym, że taka krytyka dużo bardziej pasuje do recenzji prac licencjackich czy magisterskich, być może i doktorskich (choć trudno mi wyobrazić sobie doktorat, który wskazuje na nieumiejętność zastosowania metod badawczych). Jednak zarzuty braku zrozumienia, co jest istotą pracy naukowej za żadne skarby nie chcą mi pasować do recenzji habilitacyjnej. I nawet jeśli część tych zarzutów jest nietrafiona, część z pewnością rzetelnie oddaje poziom naukowy dorobku habilitantów. Powstaje w związku z tym nie tylko pytanie o poziom habilitacji, ale również o poziom badawczy osób z doktoratem, a zatem poziom (lokalnej) polskiej nauki.

 

Drugi problem, jaki się wyłania, to jak możliwe jest to, że tacy habilitanci jednak publikują i jaki jest poziom nie tylko tych publikacji, ale czasopism, tomów czy wydawnictw, które ich dzieła opublikowały. Oczywiście, niejednokrotnie rozmawialiśmy tu już o rodzinnych czasopismach itp., jednak z recenzji habiitacyjnych wyłania się obraz kompletnego dna intelektualnego. A zatem czy rzeczywiście obecnie w Polsce można opublikować dowolną bzdurę? A potem przedstawić ją jako dorobek habilitacyjny?

 

Po raz kolejny mam wrażenie, że obraz (przynajmniej części) polskiej nauki, jaki wyłania się z recenzji habilitacyjnych, to obraz nędzy i rozpaczy.