W komentarzach pojawiło się ciekawe pytanie – skąd niespójności w recenzjach? To ważna kwestia i chciałbym swoje trzy grosze w ten sposób dorzucić. Zakładam przy tym oczywiście, że nie ma jednej prostej i łatwej odpowiedzi. Co więcej, chce w tym wypadku podkreślić szczególnie, że będę tu mówił tylko o swoich wrażeniach
Nie wiem, ile wykluczających się recenzji czytałem, myślę, że kilkanaście, może nawet więcej. Te problematyczne były pozytywne, podważane były zazwyczaj dobrze uargumentowanymi recenzjami negatywnymi. Mam wrażenie, że niespójność wynikała z dwóch powodów. Po pierwsze, była to niekompetencja recenzenta. 'Ta druga’ recenzja często wykazywała drastyczne niedostatki w dorobku lub publikacjach habilitanta. Niedostatki, których kompetentny recenzent nie mógł nie zauważyć. Po drugie, była to kwestia rzetelności. A zatem chodziło o to, by napisać pozytywną recenzję, czasem kurtuazyjnie pozytywną, czasem po prostu pozytywną. Mam w pamięci postępowanie, gdzie wewnętrzna recenzentka piała z zachwytu nad dorobkiem habilitantki. Dorobkiem, który pozostali recenzenci potraktowali recenzjami miażdzącymi. Podejrzewam, że oba powody mieszają się z sobą i przenikają.
Skąd takie recenzje się biorą? Na to pytanie nie ma odpowiedzi. Słabość naukowa recenzenta maskowana jest lepiej recenzją pozytwyną. Personalność polskiej nauki, owe wszelkie układy i układziki, uzupełniają ten obraz. Co z tym zrobić? Bez rozwiązań systemowych i ocen recenzji nic się nie da zrobić.
I na koniec. Jak powiedziałem, wątpliwe recenzje są zazwyczaj pozytywne. To recenzje przepychające a nie uwalające. Ona raczej wpsijuą się w habilitowanie się za pomocą dorobków miernych.