No i nic

Ponownie pojawia się w dyskusjach kwestia standardów recenzyjnych. Rzeczywiście, przykład podany przez podwórkowego można by określić paroma dosadnymi zdaniami. Mnie jednak najbardziej uderza nie tylko rażąca niespójność standardów, jak to dyplomatycznie ujął podwórkowy, ale zwykłe głupoty pisane w recenzji. To, co napisał przytoczony recenent, jest nielogiczne, pozbawione sensu, po prostu głupie.

 

I teraz następuje sakramentalne pytanie: i co? I po raz kolejny następuje ta sama odpowiedź: no i nic. Poza tym, że podwórkowy o tym opowiedział, czytający się oburzyli, inni roześmiali, jeszcze inni pokiwali głową z politowaniem, nic więcej nie wynika. Recenzja zapewne krąży w 'legendach prawniczych’, podwórkowy i inni uczestnicy kolokwium nie raz o niej opowiadali, a recenzenci jak pisali głupoty w recenzjach, tak piszą. Recenzent może zarzucić habilitantowi to, że w ogóle korzysta teorii, a  co gorsza dodatek nowych i nikt nie mrugnie okiem. Recenzent może też przyznawać się, że napisał recenzję kierując się zasadą życzliwości. I co? I nic.

 

Uważam, że bez rzetelnego systemu kontroli jakości jeszcze wiele lat będziemy sobie mogli utyskiwać na głupie recenzje, podśmiewać się z recenzentów piszących je. I co? No i nic.