Nobel a habilitacja

Z pewnym już chyba znudzeniem, jednak z blogerskiego obowiązku napiszę o kończącym się na forum wątku o habilitacji i nagrodzie Nobla. W wątku prowokacyjnie, choć implicite, postawiona jest teza o tym, że habilitacja przeszkadza w uzyskaniu nagroda Nobla. I rzeczywiście, argument ciągniemy dalej, zdecydowana większość noblistów habilitacji nie ma i miała. Na dodatek polscy laureaci tejże nagrody przed habilitacją uciekli.

 

Habilitacja wzbudzała i będzie jeszcze długo wzbudzać wiele emocji. Jednak o ile o  habilitacji można powiedzieć wiele, nie sądzę, by nie pozwalała uczonym dokonywać wielkich odkryć czy też mieć (taki rzeczywisty) znaczny wkład w rozwój dyscypliny czy nauki. Przykład, który narzuca się w dniu przyznania nagrody Nobla fizykom, to przykład prof. Wolszczana. Jemu owa habilitacja nie przeszkodziła w odkryciach, nie przeszkodziła też w karierze prof. Marii Siemionow, która jakiś czas temu znalazła się w polskich mediach. Nie przeszkodziła też setkom czy tysiącom polskich pracowników naukowych w Polsce i za granicą, który robią kariery, czasem wybitne, czasem bardzo wybitne, w swych dyscyplinach. Co więcej, znane mi habilitacje części z nich są po prostu świetne.

 

Odnoszę czasem wrażenie, że już niedługo okaże się, że to habilitacja jest przyczyną głodu na świecie, shutdown’u rządu USA, wojny w Syrii, jak i przeróżnych plag egipskich i nie tylko. Może warto rozglądnąć się dokoła i zobaczyć, czy to na pewno habilitacja odpowiada za to, jaką naukę mamy w Polsce.