Na Twitterze pojawił się artykuł, który był podstawą tegorocznej nagrody Nobla z chemii. Jak wskazuje autor tweetu, impact factor czasopisma Materials Research Bulletin to 3.3. Sprawdziłem z kolei, na ile wyceniło to czasopismo nasze łaskawie i przemądrze panujące nam Ministerstwo. Otóż ministerstwo uznało, że czasopismo zasługuje na 100 pkt.
Te fakty wskazują na dwie wykluczające się konkluzje. Po pierwsze, być może ważniejsze, nauka polska jest tak świetna, że Nobel w polskiej chemii zasługuje co najwyżej na środek stawki. My się nie tylko nie zachwycamy jakimś głupim Noblem, my go widzimy, jak znika we wstecznym lusterku.
I mówię to świadom tego, że w Polsce każdy doktor habilitowany ma udokumentowany znaczny wkład w rozwój dyscypliny. A to przecież nie w kij dmuchał. Co więcej, każdy profesor ma dokumentowane znacznie więcej niż znaczny wkład w rozwój dyscypliny. My mówimy noblistom, jak Leonidas z filmu 300: This is polska nauka!
I tu dochodzimy do drugiej konkluzji. Może by wreszcie warto, że punktacja czasopism ma sens ograniczony. Tak, są dobre czasopisma i są złe czasopisma. Jedne pozwalają na udział w międzynarodowej debacie, inne nie. W tych pierwszych artykuły oceniane są przez 'świat’, w tych drugich przez województwo. Jednak o ile warto publikować w tych pierwszych, przypisywanie każdemu artykułowi tej samej punktacji nie ma większego sensu. Bo wychodzi nam dość oczywista bzdura. Wyceniliśmy Nobla na 100 punktów.