Nowe moce

Jakiś czas temu komentowałem postępowanie habiiitacyjne profesora zwyczajnego. Postępowanie  to zakończyło się z powodzeniem, recenzje dorobku habiitanta są bardzo pozytywne.

 

I właściwie nie ma czego komentować, poza jednym fundamentalnym pytaniem: po jaką cholerę on musiał to robić? Cóż za piramidalna strata czasu dla habilitanta, dla recenzentów (oni przynajmniej zarobili), dla członków komisji. A przy okazji utopione kolejne 20 tysięcy. I po co? No najprawdopodobniej po to, żeby Pan Profesor mógł mieć stopień z nauk społecznych. Ta habilitacja to kompletny absurd, kompletna bzdura. Stopień naukowy robiony nawet nie dla stopnia, ale po to, żeby się w papierach zgadzało. Habilitacja robiona, bo 'system’ wymaga nie dorobku, nie publikacji, ale konkretnego kwitu, bez którego przecież Profesor nie dałby rady….

 

Moc magiczna pieczątki zaiste jest potężna. To ona przecież stworzyła całkowicie nowego uczonego. Przypięto Panu Profesorowi odznakę, dzięki której wyposażylismy go w nowe moce. Co prawda, jeszcze nie lata i nie ma laserowego wzroku, ale ma coś prawie równie fajnego: ma stosowną przynależność dziedzinową. Grunt to priorytety naukowe.