Nowe Nowe Ateny

Po poprzednim wpisem flamengista wypowiedział się na temat proponowanej oceny parametrycznej w ramach dyscyplin. Wypowiedział się, rzecz jasna, bardzo negatywnie. W pełni zgadzam się z taką oceną propozycji MNiSW. Ocena parametryczna czy jakakolwiek inna w ramach dyscyplin to idiotyzm, bzdura i metaforyczny bieg wsteczny. 

 

Ministerstwo pisze: 

 

Możliwość ewaluacji jakości działalności naukowej w ramach dyscyplin, a nie w ramach grup wydziałów. Zgodnie z propozycjami ewaluacja będzie się odbywać w ramach całej uczelni (w konkretnej dyscyplinie). Do tej pory porównywane były wydziały, które bardzo często prowadziły badania w różnych dyscyplinach, co w praktyce utrudniało prowadzenie oceny porównawczej. Utrzymanie tak rozdrobnionego podziału na dyscypliny uniemożliwiałoby wprowadzenie ewaluacji, która mogłaby uwzględnić specyfikę poszczególnych obszarów nauki, np. w zakresie wzorców publikacyjnych.

 

Oto dwa problemy. Weźmy sobie na przykład interdyscyplinarną grupę badającą sen. Są w niej badacze zajmujący się medycyną, neuronauką, biologią, epidemiologią i zdrowiem publicznym, a od niedawna pracuje tam również kilku socjologów, etnologów i psychologów. Ciężką pracą stworzyli znane na świecie centrum badawcze badające różne aspekty snu. A minister Gowin, który co rusz doznaje olśnienia w sprawach nauki, uważa, że tych ludzi należy rozpirzyć na 4 wiatry i lekarzy parametryzować w medycynie, psychologów z psychologami itd itd. I ja naprawdę nie rozumiem dlaczego.

 

I zanim ktoś powie, ze przecież brytyjska parametryzacja jest oparta na dyscyplinach, ja powiem, że tak, ale nasze hipotetyczne centrum badań nad snem, zostałoby parametryzowane jako jednostka i nikomu nie przyszłoby do głowy nie patrzeć na nich jako na całość! Przecież ich siła polega właśnie na tym, że stworzyli to cholerne centrum!

 

Problem w tym, że minister Gowin uważa, że jednostki poddane parametryzacji  mogą być jedynie wydziałami czy instytutami. Nie przychodzi mu do głowy to, że mogłyby to być centra badawcze oparte na temacie czy problemie. Dzisiaj współpraca lekarzy i teatrologów to normalka, nad którą się nikt nie zachwyca. W Polsce nadal uważamy to za jakieś niezwykłe i trochę podejrzane zjawisko, którego  najlepiej żeby nie było.

 

Drugi problem, na który zwrócono również uwagę na Twitterze, jak będzie ustalana przynależność dyscyplinarna. Sprawa wcale nie jest prosta i oczywista. Są bowiem przynajmniej dwa wybory. Po pierwsze, przynależność ma człowiek, po drugie może to być publikacja. Obie drogi to drogi przez chaszcze i ciernie.

 

No więc weźmy na przykład profesora zajmującego się chmurami. Doktorat z nauk przyrodniczych, habilitacja z nauk fizycznych, ale już profesura z nauk o Ziemi. Ja naprawdę nie wiem, gdzie on przynależy dyscyplinarnie. Można by go, co prawda, zapytać, ale są przecież jakieś granice nie? Żeby nam profesorowie dyscypliny sobie ustalali! No to weźmy jego publikacje. Tu jakieś kumulusy, to stratokumulusy, tu ogólnie o chmurach, a w OECD za cholerę chmurologii!!! Można jeszcze by określić dyscyplinę po nazwie czasopisma, ale tenże profesor, jak na złość, publikuje w Atmospheric Chemistry and Physics i to jest po prostu skandal. Jak można nie mieć względu na problemu Ministerstwa?! Takich przykładów jest oczywiście znacznie więcej, ba, sam jestem jednym z nich.

 

Jak się skończy? Źle się skończy.