O przerażeniu habilitanta

Blisko, coraz bliżej mi do 'stanu gotowości’ i coraz bardziej ogarnia mnie trema, czy, jak mówią Brytyjczycy, mam zimne stopy. Oczywiście nie ma mowy o wycofaniu się, jednak nie zmienia to faktu, że zaczynam się denerwować, niepokoić. Dawno nie odczuwałem tego uczucia 'przedegzaminacyjnego’, kiedy zbliża się moment próby. Przed egzaminem jednak delikwent ma jakąś niewielką kontrolę nad swoim losem. Tak samo jest w wypadku doktoratu – mogę się bronić. Tu w momencie złożenia wniosku kończy się mój wpływ na sytuację. Będę mógł jedynie czekać.

 

Zastanawiałem się, czy jestem optymistyczny czy pesymistyczny. I chyba nie jestem ani jednym, ani drugim. Nie mam zdania. Potrafię sobie wyobrazić scenariusz, w którym recenzje mówią o mojej habilitacji jako o oczywistości, ale potrafię sobie też wyobrazić scenariusz dokładnie odwrotny – z czym tu sie habilitant pcha do ludzi?! Pewnie w ten sposób staję się raczej pesymistyczny. A wszystko to, gdy widzę, że dostają habiitację ludzie o 'obiektywnie’ gorszym dorobku niż mój. Czasem o znacznie gorszym dorobku.

 

I czasem mnie to wszystko przeraża.