Obrona nieznośności

Zainteresowano mnie sprawą profesury uczelnianej jednego z ‘kontrowersyjnych’ komentatorów nauki i politologii. Mój (moim zdaniem wiarygodny) korespondent pisze wprost o ustawce, by profesurę uczelnianą uwalić z powodów np. publicznego konfliktu z jednym z naczelnych politologów kraju. Co ciekawe ważna komisja wysyłała wiadomości na temat uwalenia wniosku zanim otrzymała dokumentację.

Nie zawsze się zgadzam z dr. hab. Maciejem Góreckim, nie zawsze się zgadzam z tonem jego wypowiedzi, szlag mnie jednak trafia, bo po raz kolejny dostaję maila o tym, że badacz nie jest oceniany podług dorobku, ale podług osoby. A zdecydowałem się napisać o Góreckim z trzech powodów. Po pierwsze dlatego, bo jest publicznie kontrowersyjny. Po drugie dlatego, bo jest to druga już na UW uwalona profesura osobie, która się „wypowiada”, o której słyszę w ciągu kilku tygodni. Po trzecie, Górecki jest jedną z osób, która z hukiem opuściła Radę Dyscypliny Nauk o polityce, zarzucając tejże radzie zachowania wręcz skandaliczne (wrócę do sprawy w następnym poście; była już o tym mowa w komentarzach).

Nie znam się na politologii, ale widziałem wystarczająco dużo habilitacji politologicznych, żeby wiedzieć, że dorobek Góreckiego, przynajmniej w polskiej politologii, jest znaczny, by nie powiedzieć wybitny. Dorobek Góreckiego to dorobek kilku (a pewnie w niektórych przypadkach i kilkunastu) polskich profesorów politologii.

Mój korespondent pisze, że komisja ds. zatrudniania na stanowisku profesora działająca na UW zaproponowała wydziałowi psychologii, by wycofał poparcie na profesury Góreckiego. Dlaczego? Bo tak. Argumenty, których użyto przeciw wnioskowi, okazały się pozastatutowe. A ja zadałem sobie trud przeczytania statutu UW dotyczącego profesur i nie trzeba doktoratu z politologii, żeby zobaczyć, iż Górecki spełnia warunki profesury uczelnianej UW z naddatkiem.

Już tylko smaczkiem w tej smutnej historii jest to, że sąd kapturowy ds. profesur Uniwersytetu Warszawskiego przekazuje Senatowi swą rekomendację w sprawie profesury delikwenta. W wypadku Góreckiego rekomendacja zaskutkowała tym, że sprawa w ogóle spadła z porządku obrad (co, jak się dowiedziałem, jest praktyką nierzadką). Przyznam, że jest to dla mnie szokujące. Rozumiem oczywiście, że komisja składa się z samych bardzo ważnych osobistości, ale czy naprawdę nie można sobie wyobrazić, że jakiś jeden członek Senatu (gdzieś z tyłu może) chciałby zagłosować przeciwko rekomendacji? Choćby tak dla różnorodności, by przywołać uroczą scenę z komisji parlamentu brytyjskiego w filmie Skyfall. Nie żebym był jakoś szczególnie w świecie bywały, jednak nie spotkałem się z sytuacją, że rekomendacja komisji o statusie niższym niż organ decydujący ma wpływ na to, czy ten organ w ogóle będzie mógł podjąć decyzję.

Zaiste dziwne to praktyki uczelni, która lubi świecić przykładem i czasem ten przykład do gardeł nam wszystkim wciskać. Może warto by zacząć od siebie? Być może warto też rozważyć zmianę nazwy z bylejakiej komisji na dużo bardziej stosowne, a i historycznie piękne, Biuro Polityczne.

Dr hab. Górecki bywa nieznośny, co do tego nie ma chyba większych wątpliwości. Ale do ciężkiej cholery, jakżeż nudne byłyby nasze uczelnie, gdyby tychże nieznośnych osób nie było. Bronię nieznośności pomimo tego, że mnie też czasem irytuje w stopniu wysokim. Jednak również takie enfant terrible jak Górecki ma niezbywalne prawo do tego, by rzetelnie oceniono jego dorobek. I jeśli uczelnia nie chce go mianować profesorem uczelni, to niech to powie wprost. My cię nie chcemy, bo jesteś nieznośny, bo cię nie lubimy, boś nawtykał publicznie naszemu koledze. Tyle że najpierw musi to wpisać do statutu.

Tu zgłaszam mój skromny blog jako platformę wykuwania nowego punktu o nieznośności w części statutu UW dotyczącej awansów profesorskich. Nawet nie krzyknę jak rektor, tfu, pierwszy sekretarz, „Pomożecie?”, bo wiem, że komentujący zakasają rękawy i wezmą się do pracy!

Co więcej, gdy wypytywałem w sprawie, dostałem maila, w którym mój korespondent pisze, że są na UW osoby, które nie mają po co pisać profesorskich wniosków. I tak nie dostaną, są nielubiani, wychylają się. Oczywiście nie wiem, czy tak się robi na Uniwersytecie Warszawskim, ale moim skromnym zdaniem, uczelnia, na której ktokolwiek tak właśnie myśli, ma duży problem.  Bo nie, nie jest to tylko sprawa osoby, która sobie coś ubzdurała. Co prawda, nawet doktorzy habilitowani mogą odlatywać do światów równoległych, ale zanim się ucieszymy takim wyjaśnieniem, najpierw się zastanówmy, czy rzeczywiście jest ono wystarczające. A sądząc z dokumentacji w sprawie Góreckiego, Wydział Politologii i samo UW powinny się głęboko zastanowić nad sobą.

To, co jest kluczowe tutaj, to to, że nie ubliżając żadnej uczelni, ten post nie jest o szkołach gotowania wody na gazie, którymi udekorowana jest Polska powiatowa. Ten wpis jest o najlepszej polskiej uczelni, uniwersytecie badawczym, który odmienia „międzynarodowość” przez wszystkie przypadki w co drugim zdaniu, które wychodzi z jego korporacyjnych ust. I dalibóg, nie rozumiem, jak taka uczelnia może sama się nie stosować do własnego statutu.

Chciałbym więc zapytać, czy każdy pracownik Uniwersytetu Warszawskiego ma tę samą uczciwą szansę, by jego/jej dorobek został rzetelnie, bezstronnie i transparentnie oceniony w każdym postępowaniu awansowym uniwersytetu. Oczywiście nie sądzę, by pod tym postem pojawiła się wypowiedź władz uczelni. Nie sądzę też, by rzeczniczka UW chciała wyjaśnić, co naprawdę się stało na posiedzeniu Biura Politycznego UW. Pytanie jednak pozostaje.

Na koniec, jeśli UW chce mówić o międzynarodowości, takie sprawy nie mogą mieć miejsca. Szczególnie postępowania wobec osób powinny być do bólu transparentne. Jak Państwo chcecie dalej robić ustawki, to może warto by się przenieść do Koluszek, Przemyśla czy też Białej Podlaski. Tam nikt was nie zauważy. Jeśli jednak wy chcecie się bawić ze starszakami, to może przestańcie się wiaderkami po łbach naparzać.

 

PS1. Wiem, że ‘Podlaski’ jest błędem.

PS2. Dedykuję ten post wszystkim tym, którzy chcą znieść habilitację.