Obserwować uczciwie

Od czasu, gdy na stronach Fundacji Science Watch Polska zarzucono mi kumoterstwo w sprawie pewnego wręcz już osławionego postępowania habilitacyjnego zacząłem częściej wchodzić na tę stronę. Mówiąc szczerze, to, co zobaczyłem, przeraziło mnie.

Zacznę jednak od tego, że idea 'obserwowania nauki’ jest mi bliska. Ten blog od lat tym się właśnie zajmuje. Jednak przez te 8 lat, nigdy nie napisałem czegoś, co dotyczyło mnie osobiście, nigdy też nie załatwiałem swoich własnych 'porachunków’. A tu mam wrażenie, że Państwo z FSWP głównie obserwują tych, którzy ich 'skrzywdzili’. W tenże sposób też zaobserwowali mnie jako kolegę dwu pań z UW, którym zaoferowałem blogerską pomoc.

I tak to czytamy o strasznych recenzjach ludzi – znajdziemy tam po raz kolejny recenzję TEJ pani. Bardzo mi się spodobało wspieranie się argumentem, ze aż Gazeta Wyborcza komentowała te recenzję. No komentowała w wyjątkowo tendencyjnym tekście, w którym wypowiadała się osoba, której dorobek recenzowano. Ba, nawet komentarze pod artykułem komentowały, a to przecież źródło ultrawiarygodne. Komentarze pod innym tekstem kończą się tym, ze błotem obrzucono błotem prof. Wrońskiego.

A do napisania tego bloga zachęcił mnie niedawny wpis  prof. Śliwerskiego pod znamiennym tytułe „Czyżby akademicka wendetta pod pozorem troski o unikanie konfliktu interesów w postępowaniach awansowych?”. Intuicja tym razem chyba nie zawodzi Śliwerskiego, z którym się częściej nie zgadzam niż zgadzam, a który tekst dr Gruby widzi jako naprawianie nauki, ale tylko tej, która krzywdzi człowieka prostego.

Przeczytałem jeszcze kilka tekstów na stronach Fundacji, która jeszcze nie tak dawno nazywała się, nomen omen, Fundacja Nauka Polska *). Przestałem, bo nie byłem w stanie więcej. Ci wszyscy komentujący habilitanci wyklęci, których skrzywdzono o świcie, wylewający tony pomyj na wszystko, co się rusza w akademii i nie zgadza z nimi, wyczerpali moje zasoby cierpliwości. Te wszystkie dowalanki pod cienkim i najczęściej przezroczystym płaszczykiem zatroskania napawają jedynie smutkiem.

Nauka polska potrzebuje fundacji obserwującej. Ale powinno to być obserwowanie rzetelne. I wszystkie postępowania, recenzje, recenzenci, którzy (może i) skrzywdzili obserwujących, powinny być poza sferą zainteresowań Fundacji. Zwracając uwagę na konflikty interesów, niech Fundacja zacznie od siebie samej. Czego Fundacji szczerze życzę.

PS. Po mojej reakcji kilka wpisów wstecz, tekst zarzucający mi konflikt interesów  usunięto i już nie jestem znajomym recenzentów. Odetchnąłem z ulgą, bo chciałbym choć spotkać moich znajomych. Chętnie bym jednak zadał pytanie Fundacji – i po co to było? Po co było zwyczajnie kłamać na mój temat. Przecież to tylko podważa Państwa wiarygodność i odciąga uwagę od tego, co podobno dla was najważniejsze. 

*) Zbieżność z nazwą Fundacji na rzecz nauki polskiej była rzecz jasna niefortunnym przypadkiem i siupryzą.