Oto zrzut z ekranu tweetów popularnego na Twitterze profesora (przepraszam za jakość).
Ze smutkiem, rozczarowaniem i zażenowaniem przeczytałem to, co prof. dr hab. Stanisław Żerko miał do powiedzenia na temat poturbowania kobiety, która wystąpiła przeciwko marszowi nardowców. Okazuje się bowiem, że w odpowiedzi na protest 'czasem trzeba dać po ryju’.
Ja z kolei powiedziałbym Panu Profesorowi, że czasem trzeba ryja zamknąć i się nie odzywać. Tak po prostu. I szkoda, że prof. Żerko nie skorzystał z opcji ciszy. Chciałbym dodać, że nie wiem nic o sytuacji, o której mowa na Twitterze i nie interesuje mnie ona. Ja po prostu uważam, że profesor nie powinien tak mówić publicznie. Tak jak profesor nie powinien mówić o strzelaniu do bydła, nie powinien mówić o dawaniu po ryju.
Debata polityczna w Polsce skończyła się już dość dawno. Ze świecą dziś szukać argumentów w sporach politycznych. Wszyscy sobie nawzajem dają po ryju. I właśnie dlatego, wydawałoby mi się, że profesorowie, ci od zaufania i prestiżu społecznego, powinni świecić przykładem takiejże debaty. Można, do ciężkiej cholery, nie zgadzać się (w miarę) uprzejmie! Co więcej, czy prof. Żerko zastanowił się nad tym, co jego studenci, doktoranci i młodsi koledzy pomyślą sobie o jego wypowiedzi. Nie chciałbym mieć takiego nauczyciela i mentora, bez względu na jego opcję polityczną.
Mam nadzieję, że Instytut Zachodni, pracodawca prof. Żerki, wypowie się na temat i odetnie od wypowiedzi swego pracownika. Mam też nadzieję, że instytucjonalnie i metaforycznie, da Panu Profesorowi po ryju. Może zapamięta. I może przeprosi. Na przykład mnie. Bo mnie jego słowa uwłaczają.