Zaglądam do kolejnego zakończonego postępowania, otwieram plik z decyzją, okazuje się, że pozytywną, a tu niespodzianka. Decyzja nadania stopnia dr Dudek zawiera uzasadnienie nadania stopnia dr Bińczyk. Urzędnik zastosował strategię kopiuj-wklej, nazwisk nie poprawił, dziekan podpisał, nawet nie przeczytał. Podobnie zresztą jak i urzędnik CK. A ja swoje, ad usrandum, nadanie stopnia doktora habilitowanego to nie jest lista zakupów! To ważny dokument, na który habilitant pracuje przez lata. I ta nonszalancja urzędnicza i dziekańska doprowadza mnie do szewskiej pasji.
Nie wiem, czy taki dokument zawiera wadę prawną, która go dyskwalifikuje i mnie to nie interesuje. Interesuje mnie jednak ten kompletny brak szacunku, który dokument ten reprezentuje. I o ile jestem w stanie zrozumieć pracownika administracji, oczekiwałbym tego szacunku od dziekana. Pan dziekan powinien chyba pamiętać swą habilitację, ile nerwów go to kosztowało, ulgę, którą odczuwał, radość, a także poczucie osiągnięcia. I nagle się okazuje, że Pan Dziekan nie jest nawet w stanie zmusić się do przeczytania dokumentu poświadczającego decyzję nadania stopnia. Widać śpieszno mu było. Na pewno do innych arcyważnych obowiązków, podczas których nauka polska nie pokaże sie w całej swej reprezentowanej przez niego krasie.
Z kronikarskiego obowiązku donoszę, że wspominany przeze mnie dr Agnieszk został przemianowany na Agnieszkę. Miałem trochę złośliwą nadzieję, że Agnieszk zostanie nawet po zakończeniu postępowania. Nie udało się.