Po polskiemu

Krótka refleksja na temat 'wyśmiewania’ i napomnienia mnie za poprzedni wpis. Otóż od ponad roku przeczytałem dokumentacje w dziesiatkach przewodów habilitacyjnych. I, szczerze powiedziawszy, obraz, który się wyłania z tej lektury jest raczej smutny. Mówiąc wprost: czasem (podkreślam to 'czasem’!)  mam wrażenie, że autoreferaty piszą dzieci ze szkoły podstawowej. I to takie 'trójkowe’! Błędy ortograficzne, błędy interpunkcyjne, o stylistyce nie warto nawet mówić. To takie teksty, które przepuszczono przez spell-checkera, ale w czasie oglądania telewizji, bez zrozumienia. Mnie się to nie podoba i nie dlatego, że moja partnerka i ja spędziliśmy ładnych parę godzin wielokrotnie czytając moją dokumentację. Ale dlatego, że ta dokumentacja pokazuje nas, habilitantów, jako ludzi nieprofesjonalnych.

 

Gdy jeżdżę na konferencje, to jedno, co mnie uderza, to przygotowanie formy prezentacji ludzi z 'Zachodu’, a szczególnie uczonych  z USA (oczywiście, że nie wszystkich). Prezentacje są dopracowane, nie ma w nich błędów, są praktycznie perfekcyjne. Oni po prostu rozumieją, że forma ma znaczenie, forma pokazuje profesjonalizm. Moje koleżanki i koledzy habilitanci jeszcze tego się nie nauczyli. A szkoda. Pozostaje mieć nadzieję, że nasi studenci nie wezmą przykładu z ich wykładowców!

 

Czy wyśmiewałem więc? Tak, wyśmiewałem. Przede wszystkim chciałem wyśmiać te Pabianice i Piotrków Trybunalski (to ważne centrum intelektualne polskich habilitantów) jako osiągnięcie habilitacyjne. Przez przypadek okazało sie, że poprzedni wpis ma drugie, chyba ważniejsze, dno. Dno profesjonalzmu. Na stronach CK nadal wisi ów nieszczęsny Agnieszk  (kolega pisiarz mnie spostponował za jego napiętnowanie) – przepiękna oprawa tych wielu autoreferatów pisanych po polskiemu.